7 bramek w spotkaniu Chelsea, remis zespołu Kingi Szemik – podsumowanie drugiej kolejki WSL.

Kibice angielskiej Women’s Super League mają za sobą kolejny weekend pełen piłkarskich wrażeń. Choć w poszczególnych spotkaniach bramek padało nieco mniej niż tydzień temu, to nie mogliśmy narzekać na brak emocji, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Jak wyglądała druga kolejka WSL? Zapraszamy na podsumowanie! 

 

Reklama

Chelsea – Crystal Palace 0:7 (0:1)

Beever Jones 38’, Bronze 48’, James 58’, Reiten 74’, 90’, Bjorn 78’, Macario 90+5’

Jeśli ktoś śledził jedynie wynik tego spotkania, mógł doznać prawdziwego szoku. W pierwszej części meczu, mimo licznych ataków, trudno było Chelsea znaleźć drogę do bramki Crystal Palace. Początkowy brak skuteczności, który wiązał się zarówno z interwencjami Shae Yanez, jak i niecelnością oddawanych strzałów, mógł dać cień nadziei beniaminkom. Udało im się nawet wykorzystać chwilę zamieszania i braku komunikacji w defensywie “The Blues” i zagrozić bramce Hanny Hampton, która zdołała zrekompensować swój błąd, broniąc pierwszy celny strzał gospodarzy. Dopiero w 38 minucie spotkania, po fenomenalnej asyście Johanny Kaneryd, Aggie Beever Jones zdobyła pierwszą bramkę, którą otworzyła festiwal strzelecki Chelsea. W drugiej połowie zespół Soni Bompastor kompletnie przejął kontrolę nad spotkaniem, a kolejne bramki były kwestią minut. Od samego początku drugiej części spotkania zawodniczki Chelsea pokazały swój fantastyczny poziom. Na listę strzelczyń w 48 minucie, po raz pierwszy w tych barwach, wpisała się Lucy Bronze, która dopadła do piłki wybijanej po centrze Ashley Lawrence. Angielka miała zdecydowanie za dużo miejsca, została pozostawiona bez krycia i pewnie wykończyła akcję. Niedługo później skład Chelsea zasiliła Mayra Ramirez, która zastąpiła na boisku Kaneryd. Zaledwie kilka minut po wejściu na murawę zaliczyła genialną asystę, dzięki której Lauren James, po wyprzedzeniu przeciwniczek, mogła uderzyć na pustą bramkę. Choć w polu karnym Crystal Palace znajdowało się wówczas 8 zawodniczek z pola, żadna nie była w stanie powstrzymać rozpędzonej maszyny “The Blues”. Mimo to “The Eagles” nie poddały się bez walki i starały się konstruować akcje, z których jedna zakończyła się stosunkowo niegroźnym strzałem na bramkę, a druga, nieco efektowniejsza, strzałem niecelnym. Jedną z ciekawszych zawodniczek tego spotkania zdecydowanie była Catarina Macario, która pojawiła się na murawie dopiero w 71 min, a już 3 minuty później wykonała kluczowe podanie w pole karne, które zakończyło się rozegraniem drużynowym i bramką Guro Reiten. Niedługo później, podczas wykonywania rzutu rożnego, skutecznie dośrodkowała wprost pod nogi Nathalie Bjorn, która dość szczęśliwie skierowała piłkę do bramki.  W samej końcówce spotkania niemal wszystkie zawodniczki Crystal Palace znajdowały się we własnej tercji obronnej, ale ofensywa Chelsea wykorzystywała błędy w ustawieniu, efektem czego w 90 minucie Guro Reiten podwoiła swój dorobek bramkowy pewnym uderzeniem. Na finisz tego swoistego koncertu “The Blues” Catarina Macario dobiła obroniony strzał Mayry Ramirez, podwyższając wynik spotkania na 7:0. Chelsea tym samym kończy drugą kolejkę nie tylko z kompletem punktów, ale także z dodatnim bilansem ośmiu bramek. Znacznie trudniej rysuje się sytuacja Crystal Palace, które mają już 11 goli na minusie, choć, rzecz jasna, mają za sobą starcia z rywalkami z górnej części tabeli, zatem ten trudny początek nie musi oznaczać końca nadziei pokładanych w beniaminkach na ten sezon. 

Manchester City – Brighton 1:0 (1:0)

Shaw 44′

Choć optycznie w tym spotkaniu przeważały zawodniczki Manchesteru City, co również znajduje odzwierciedlenie na papierze, to zawodniczki Brighton pokazały, że drzemie w nich ogormny potencjał, o którym mówiono przed rozpoczęciem tegorocznych zmagań. Jeśli spojrzymy w statystyki tego spotkania, znajdziemy informacje, że Manchester City stworzył sobie w tym meczu aż 23 sytuacje bramkowe, z czego 8 zakończyło się strzałem celnym. Skąd zatem tak niska przewaga w rezultacie końcowym? Pomijając sytuacje, w których oddawany strzał był niecelny, czy zbyt słaby, by zaskoczyć Sophie Baggaley, możemy upatrywać powodu tego stanu rzeczy w defensywie “Mew”. Szczególny popis obrończynie dały w akcji duetu Park – Shaw. Bunny, mimo pozornie dogodnej sytuacji, nie była w stanie ograć zawodniczek Brighton, które wręcz zamurowały bramkę, nie dopuszczając tym samym do celnego strzału. Dodatkowo, piłkarki Brighton zdołały skonstruować 2 akcje zakończone strzałami celnymi – oba autorstwa Fran Kirby. Dawna gwiazda Chelsea pokazuje na murawie doświadczenie, świetnie uzupełniając kształtującą się nową jakość zespołu. Jedyną bramkę spotkania, “do szatni”, zdobyła Khadija Shaw, po asyście Kerstin Casparij. Akcja świetnie sfinalizowana, zwłaszcza biorąc pod uwagę wysoki nacisk ze strony defensywy. W tej sytuacji brała udział także Lauren Hemp, która pozostawała niezwykle widoczna w tym spotkaniu, wyróżniając się swoim zaangażowaniem. W kolejnych minutach meczu kilkukrotnie strzelała, odbierała piłkę, natomiast nie udało jej się wykorzystać żadnej z tych szans. Mecz był pełen zaprzepaszczonych okazji i skutecznej gry obrony, ale oba zespoły zagrały na równym poziomie, który mógł zadowolić kibiców.

 

Za tydzień Brighton ugości na swoim stadionie zawsze groźną Aston Villę, natomiast Manchester City ponownie wystartuje w roli faworyta w domowym meczu przeciwko West Hamowi.

Everton – Manchester United 0:1 (0:1)

Clinton 7′

Spotkanie Evertonu i Manchesteru United było jednym z najbardziej “niedokładnych” spotkań tej kolejki. Pierwsza i ostatnia bramka padła już w 4 minucie, po fatalnym zachowaniu obrony Evertonu. Brak komunikacji defensywy i nieprzemyślane podanie sprawiło, że Grace Clinton, która w takich sytuacjach się nie myli, zdołała odebrać piłkę i ominąć ostatnią obrończynię, znajdując drogę do bramki. Oba zespoły nie pozostawały sobie dłużne – niedługo później błąd w obronie Manchesteru i celny strzał Katji Soneijs. Zarówno “Red Devils”, jak i “The Toffees” grały w wielu akcjach dość chaotycznie, brakowało im skuteczności, opanowania i precyzji. Jedną z efektowniejszych akcji spotkania był celny strzał z dystansu ze strony Manchesteru United, choć wpadł on prosto w rękawice Courtney Brosnan. Zawodniczki obu drużyn pokusiły się też o kilka, dość niefortunnych interwencji, które w efekcie przyniosły cztery żółte kartki, po dwie dla każdej z ekip. Statystyki tego meczu istotnie odzwierciedlają przebieg wydarzeń na boisku. Posiadanie piłki niemal idealnie równe, Manchester United odskoczył o zaledwie jeden procent. W przypadku oddanych strzałów “Red Devils” również nieznacznie prowadzą – jednym celnym strzałem. Prawdopodobnie właśnie tym strzałem, który zapewnił wynik spotkania. Reszta statystyk praktycznie się pokrywa w obu przypadkach. Przed meczem to Manchester United pozostawał w roli faworyta, stąd głosy niezadowolenia kibiców, które możemy znaleźć w mediach społeczonściowych. Po drugiej kolejce Everton wciąż pozostaje bez punktów, a United zajmuje drugą pozycję w tabeli z kompletem, choć to spotkanie wyraźnie pokazuje, że jeszcze wszystko może się zdarzyć. 

Za tydzień Everton stanie przed kolejnym wielkim wyzwaniem – wyjazd do Londynu na mecz z Arsenalem. Manchester United z kolei pauzuje. Ich kolejne spotkanie miało być wielkim starciem z Chelsea, natomiast ze względu na mecze Ligi Mistrzyń, hit kolejki został przełożony. Nowa data nie jest jeszcze znana. 

West Ham – Liverpool 1:1 (0:1)

Smith 7 – Ueki 85′

To kolejny mecz drugiej kolejki, w którym wynik otwarty został już na samym początku. Po nieprecyzyjnym wybiciu Kingi Szemik, piłka wpadła pod nogi zawodniczek Liverpoolu. Po krótkim zamieszaniu, trafiła do Olivii Smith, która popisała się świetnym dryblingiem i wykończeniem, zdobywając tym samym pierwszą bramkę w WSL. “The Reds” były dość skuteczne w przenoszeniu ciężaru gry do tercji obronnej rywalek. West Ham momentami gubił szyk defensywny, czym zostawiał napastniczkom zbyt wiele przestrzeni. W pierwszej połowie udało im się jednak postraszyć obronę Liverpoolu i konstruować akcje. Tak m.in. strzał celny oddała Emma Harries, po dość ciekawej grze zespołowej, choć bez skutku. Kinga Szemik zdołała wybronić drugi strzał celny “The Reds”. Polka pewnie interweniowała, mimo gęstego ustawienia zawodniczek w polu karnym. Liverpool, mimo jakości zespołu i fenomenalnego ubiegłego sezonu, ma na starcie trudności z wykorzystywaniem okazji. Udawało im się utrzymywać prowadzenie aż do 85 minuty spotkania. Wtedy, dość niespodziewanie, Amber Tysiak zacentrowała piłkę w pole karne rywalek, gdzie w idealnym miejscu znalazła się Riko Ueki. Japonka zdołała przebić piłkę głową, mimo szarży Rachael Laws. Dzięki grze do ostatnich minut, West Ham zdołał wyjść na remis i zdobyć tym samym pierwsze punkty w tym sezonie. Liverpool, choć bez porażki, nadal trzyma kibiców w oczekiwaniu na błysk, którym piłkarki zasłynęły i który obecny był na ich stadionie jeszcze kilka miesięcy temu. 

W następnej kolejce obie drużyny zagrają z mocnymi rywalkami. Liverpool odwiedzi północny Londyn, gdzie zmierzy się z Tottenhamem, a West Ham wyjedzie prosto do Manchesteru, gdzie spróbują zatrzymać, niepokonany dotąd, Manchester City. Przed Kingą Szemik wielkie wyzwanie – pojedynek z jedną z najgroźniejszych linii ofensywnych ligi angielskiej. 

Leicester City – Arsenal 0:1 (0:0)

Maanum 55′

Pierwsza część tego spotkania mogła wyglądać dość nieciekawie dla kibiców Arsenalu. Już na początku wkradły się pewne nieporozumienia, które uwidocznione zostały podczas akcji Deearny Goodwin, która bezproblemowo ominęła dwie, ustawione bardzo blisko niej defensorki. Choć pierwszy ciekawszy strzał padł ze strony Arsenalu, to realne zagrożenie jako pierwsze stworzyły zawodniczki Leicester. Akcja wyglądała niezwykle podobnie do tej, którą w poprzednim meczu zaskoczyły Liverpool. Przerzucenie piłki na drugą stronę, Jutta Rantala przyjmuje i oddaje piękny strzał z dystansu. Tym razem, mimo niezwykłej siły uderzenia, piłka odbiła się od poprzeczki. Niedługo później Arsenal odpowiedział. Po świetnym pressingu Emily Fox, udało się odebrać piłkę przed polem karnym rywalek, co pozwoliło Alessi Russo zaatakować bramkę. Nie zdecydowała się jednak na strzał – piłkę ostatecznie podała, a strzał oddała Lia Walti, ale zwycięsko z tego starcia wyszła bramkarka Leicester, Lize Kop. Pierwszy gol w tym spotkaniu padł dopiero w 55 minucie. Po fatalnym podaniu Catherine Bott w stronę bramkarki, piłkę przejęła Alessia Russo, która ściągnęła na siebie uwagę całej obrony, włącznie z Lize Kop. Napastniczka podała piłkę do Fridy Maanum, która niepilnowana miała przed sobą jedynie pustą bramkę. Mimo kilku prób, w których swoją szybkość pokazała Shana Chossenotte, Leicester City nie było w stanie odrobić strat. Arsenal znacznie częściej utrzymywał się w tym spotkaniu przy piłce, niemal dwukrotnie, ale co ciekawe, oba zespoły stworzyły sobie dokładnie tyle samo akcji zakończonych strzałem, a obie bramkarki dokonały równej liczby interwencji. Ostatecznie to Arsenal wywozi ze spotkania trzy punkty. Kolejnym czynnikiem, który świadczy na korzyść Kanonierek jest fakt, że w ostatnim czasie zawodniczki mają niezwykle napięty grafik – było to ich czwarte spotkanie w ciągu jedenastu dni. 

W najbliższym tygodniu zawodniczkom Arsenalu uda się złapać oddech. Kolejne spotkanie zagrają w następny weekend, a ich rywalkami będzie Everton. Sztab Leicester City będzie musiał rozdzielić siły na dwa spotkania. Pierwsze, w środę, przeciwko niedawnym rywalkom ligowym – Bristol City, w ramach rozgrywek League Cup. Drugi mecz to domowe starcie przeciwko Crystal Palace, które odbędzie się w trzeciej kolejce WSL. 

Aston Villa – Tottenham Hotspur 2:2 (0:1)

Leon 78′, Daly 88′ – Summanen 23’, England 90+6′ 

To spotkanie było niezwykle ciekawym starciem, w którym, gdyby udało się utrzymać wynik do końca, można by było mówić o cudzie. Aston Villa silnie naciskała na bramkę Spurs. Rachel Daly zdołała nawet trafić piłką do siatki, choć gol ten nie został uznany, ze względu na pozycję spaloną. Wynik spotkania otworzył się w 23 minucie, po kontrowersyjnej sytuacji, w której główną rolę odegrał sędzia spotkania – Lauren Impey. Po niecelnym strzale Hayley Raso, wybitym przez obronę Aston Villi, Drew Spence, w biegu po piłkę, wpadła w nogę przeciwniczki. Sędzia podyktował rzut karny, co spotkało się z niezadowoleniem kibiców oraz widzów internetowych. W mediach społecznościowych zawrzała dyskusja o tym, czy stały fragment podyktowany został słusznie, czy nie. Ostatecznie, Evelina Summanen wykorzystała jedenastkę, dzięki czemu Spurs wyszły na prowadzenie. Aston Villa podejmowała liczne próby zmiany wyniku tego spotkania, ale większość akcji kończyła się w rękawicach bramkarki Tottenhamu. Rebecca Spencer interweniowała w tym spotkaniu 5 razy. Skapitulowała dopiero w 78 minucie, po precyzyjnym strzale Adriany Leon, której asystowała Rachel Daly. Zaledwie 10 min później, napastniczka sama zdobyła bramkę strzałem głową, wyprowadzając “The Villains” na jednobramkowe prowadzenie. Gdy mecz zbliżał się ku końcowi, w 6 minucie doliczonego czasu gry, Amanda Nilden dośrodkowała piłkę w stronę Bethany England, która bezlitośnie wykorzystała sytuację, doprowadzając do remisu. Mimo przewagi aż 17 sytuacji bramkowych po stronie Aston Villi, zespoły podzieliły się punktami.

Dla kibiców Spurs jest to z pewnością duża ulga, tym bardziej, że w najbliższym tygodniu czekają je dwa spotkania. W środę zagrają przeciwko Charlton w League Cup, a w weekend spróbują utrzymać passę bez porażki ligowej w meczu z Liverpoolem. Aston Villa jest w podobnej sytuacji – w ramach rozgrywek pucharowych, zagrają u siebie z Crystal Palace, a w trzeciej kolejce WSL zmierzą się z Brighton. 

 

Reklama
Opublikowano: 30.09.24

Polecamy