Bez podwójnych derbów w 1/2 FA Cup!

Miniony weekend był wolnym od rozgrywek WSL. Zamiast tego rozgrywano spotkania ćwierćfinałowe w ramach FA Cup. Na papierze w każdej z par wyróżniał się mniej lub bardziej wyraźny faworyt. Futbol jednak bywa przewrotny i tym razem byliśmy świadkami nieoczywistych rozstrzygnięć

Reklama

Na sobotę zaplanowano tylko jeden pojedynek. Triumfatorki poprzedniej edycji, Manchester United, mierzyły się z Sunderlandem, czyli jedyną ekipą z całej ósemki ćwierćfinalistek, która nie występuje w angielskiej ekstraklasie. Mogliśmy zatem zakładać, że spotkanie to będzie przebiegać pod dyktando faworytek. Strzelanie rozpoczęło się dość szybko, bowiem już w 7. minucie. Na prawej stronie zabawiła się Ildhusoy, która dośrodkowała prosto na głowę Galton. Ta nie miała większych kłopotów z wpakowaniem piłki do siatki. Cierpliwie budowane ataki przyniosły oczekiwany skutek w doliczonym czasie gry do pierwszej połowy. Rzut rożny wykonywała George, a cięte dośrodkowanie idealnie głową zgasiła Le Tissier, ponownie nie dając szans na skuteczną interwencję Demi Lambourne. Wydawało się, że ekipa z Manchesteru ma wszystko pod kontrolą. Druga połowa jednak zasiała w sympatykach pewne ziarno niepewności.

Przez większość czasu od wznowienia gry obraz tegoż spotkania nie różnił się zbytnio, co oglądaliśmy przed zejściem ekip do szatni. Tym razem jednak okazje, tworzone przez stronę przeważającą, nie przeradzały się w zdobycz bramkową. Jak mawia stare, piłkarskie porzekadło, „niewykorzystane sytuacje się mszczą”. Tak było i tym razem, gdyż w 70 minucie kontaktową bramkę dla Sunderlandu strzeliła w kuriozalnych okolicznościach Griffiths, nabita właściwie przez próbującą oddalić zagrożenie Le Tissier. Ostatnie słowo należało finalnie do faworytek, a konkretniej do Toone. Po raz trzeci bramka padła po strzale głową, a drugą asystę w tym wypadku zaliczyła Ilhudsoy. Tym samym po małych przebojach, ale ostatecznie Manchester United melduje się w półfinale.

Manchester United – Sunderland 3:1 (2:0)
7′ Galton, 45 + 1′ Le Tissier, 90 + 1′ Toone – 70′ Griffiths

Niedzielną turę gier otwierał pojedynek zespołu z niebieskiej części miasta z Aston Villą, radzącą sobie w tym sezonie znacznie poniżej oczekiwań. Nie dziwi więc szczególnie fakt, że to ekipa z Manchesteru przez większość czasu miała niemalże całkowitą kontrolę nad przebiegiem zdarzeń na boisku. Jedyne, czego w zasadzie brakowało, to bramek, choć okazji bynajmniej nie brakowało. Swoje szanse marnowała choćby Khadija Shaw, mająca najczęściej sposobność do pokonania bramkarki rywalek. Choć do przerwy oglądaliśmy bezbramkowy remis, w powietrzu czuć było, że prędzej czy później, ale piłka zatrzepocze w siatce najprawdopodobniej nie raz.

Istotnie, kilka minut po rozpoczęciu drugiej części pojedynku, przytomnością umysłu i świetnym przeglądem pola wykazała się Fowler, która prostopadłym podaniem obsłużyła Shaw. Jamajka balansem ciała zmyliła bramkarkę Aston Villi i dała prowadzenie Obywatelkom. Drugi, w konsekwencji ostatni cios, wyprowadziła w 72. minucie Park, która precyzyjnym strzałem po ziemi podwyższyła wynik na 2:0. Asystę przy tym golu zaliczyła Viviane Miedema. Formalności stało się zadość, czego efektem będą derby Manchesteru, które wyłonią finalistki tegorocznej edycji FA Cup.

Manchester City – Aston Villa 2:0 (0:0)
53′ Shaw, 72′ Park

13.04. 14:00

Wydawało się, że czystą formalnością jest awans do półfinału liderek WSL i ligowych hegemonek, Chelsea. Podejmowały one na stadionie w Londynie zamykające tabelę ekstraklasy Crystal Palace. Już od pierwszej minuty zapowiadało się na koncert tylko jednej ze stron. Faworyzowane The Blues kontrolowały przebieg meczu, tworząc sobie multum dogodnych okazji. Tylko znanym im sposobem, żadna z nich ostatecznie nie znalazła drogi do siatki rywalek. Wszelkie próby czy to Lauren James, czy Caroliny Macario ostatecznie mijały bramkę o centymetry. Kiedy już jednak futbolówka zmierzała w światło bramki, defensywa gościń rozpaczliwie ratowała się przed utratą bramki, momentami wybijając piłkę nawet z linii bramkowej. Choć bombardowanie trwało w najlepsze, do przerwy jakimś cudem utrzymał się bezbramkowy remis.

Słabsza ze stron przyjęła niezwykle intrygującą taktykę na drugą część gry. Starały się one jak najdłużej przetrzymywać piłkę przy nodze, jakby chcąc zagrać na tak zwane przeczekanie. Taktyka ta, choć dla oka zupełnie nieatrakcyjna, mogła realnie przynieść upragniony skutek. Konsekwentne starania obrony wyniku 0:0 zostały stłamszone wraz z nadejściem 64. minucie. Wtedy to po rzucie rożnym najbardziej przytomnie na przedpolu zachowała się Lauren James, która strzałem lewą nogą nie dała żadnych szans przeciwniczkom. To trafienie okazało się być jedynym, jakie oglądaliśmy tego popołudnia. Mimo znaczącej, wręcz przytłaczającej przewagi, skuteczność wciąż pozostawiała wiele do życzenia, jednak najważniejsze było osiągnięcie celu, jaki przyświecał przed pierwszym gwizdkiem.

Chelsea FC – Crystal Palace 1:0 (0:0)
64′ James

Aby w gronie półfinalistek znalazły się wszystkie ekipy z TOP 4, Arsenal musiał zwyciężyć Liverpool. Zatem przed trzecią obecnie ekipą Women’s Super League stało zdecydowanie najtrudniejsze zadanie, gdyż ich oponentki rozgrywają solidny sezon, obecnie plasując się na szóstej lokacie. W przypadku wygranej wyżej notowanej z drużyn mielibyśmy okazję do śledzenia podwójnych derbów na przedostatnim etapie walki o trofeum. Tego dnia jednak Arsenal trafił na równorzędne rywalki, które nie zamierzały tanio sprzedać skóry. Dodatkowo wyjątkowo słabo dysponowana była bramkarka van Domselaar, szczególnie zagubiona w grze nogami. W pierwszej połowie oddała za darmo piłkę oponentce, jednak finalnie odpokutowała za ten niewytłumaczalny błąd. Do przerwy więc oglądaliśmy bezbramkowy, w istocie sprawiedliwy remis.

Holenderska golkiperka wciąż najwidoczniej była z głową w chmurach, gdyż po zmianie stron powtórzyła „numer” sprzed przerwy. Tym razem jednak Haug futbolówkę przejęła w okolicach piątego metra od bramki. W tym przypadku także niefrasobliwie grającej 25 – latce się upiekło i zdążyła jeszcze skutecznie zainterweniować. O ile w tamtych dwóch przypadkach finalnie dopisywało jej szczęście, tak w 78. minucie pechowa interwencja sprawiła, że Liverpool wyszedł na prowadzenie. Strzał z okolic 16 – tego metra oddała Haug, a piłka trafiła prosto w słupek. Odbita od obramowania futbolówka trafiła w plecy interweniującą van Domselaar i wturlała się do siatki. Piłkarka z Beneluksu zatem do kilku błędów mogła dopisać sobie trafienie samobójcze, będące jedynym w tym spotkaniu. Staliśmy się zatem świadkami niespodzianki. Niżej notowana we wszelkich przewidywaniach ekipa z „miasta Beatlesów” melduje się w finałowej czwórce.

Arsenal FC – Liverpool FC 0:1 (0:0)
78′ van Domselaar (sam.)

Reklama
Opublikowano: 10.03.25

Polecamy