fot. X/FC Barcelona Femení

Liga F: Skandal w El Clásico, Valencia wciąż walczy!

Niedziela w Hiszpanii zapowiadała się niezwykle ciekawie. Miało to miejsce głównie za sprawą dziewiętnastego w historii piłki kobiecej pojedynku FC Barcelony z Realem Madryt, znanego jako KOBIECE EL CLASICO.

Reklama

Liga F: Skandal w kobiecym El Clásico, Valencia wciąż walczy!

Od tego hitowego, mającego kompletnie inny piłkarski wymiar spotkania rozpoczynały się niedzielne zmagania w Lidze F. Kobiece El Clásico jak dotąd było domeną tylko jednej ze stron i niczego innego nie oczekiwano i tym razem. Można rzec, że po poprzednich osiemnastu bezpośrednich pojedynkach niejako odgórnie zakładano, że to Duma Katalonii wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko. Faktycznie, optycznie to Barcelona miała przewagę zarówno w posiadaniu piłki, jak i w ilości kreowanych szans, jeśli mówimy o pierwszej połowie tego meczu. Z ofensywnych zapędów gospodyń jednakże nie wynikało zbyt wiele, co mogły w brutalny sposób wykorzystać przyjezdne ze stolicy. Swoje dogodne szanse zmarnowały, chociażby Hansen, która nie trafiła w światło bramki oraz Schertenleib, której uderzenie na poprzeczkę sparowała Misa. Niewykorzystane sytuacje zemściły się w 41. minucie. Z lewej strony boiska dośrodkowywała Caroline-Sophie Moller, a piłka spadła wprost na głowę Alby Redondo, która wygrała pojedynek powietrzny z rywalkami i pokonała Catę Coll, która przy tym golu mogła zachować się o niebo lepiej, gdyby nie wyszła zbyt późno przed linię bramkową. Do przerwy zatem ku zaskoczeniu większości obserwujących to spotkanie to gościnie prowadziły, co tylko zapowiadało niezwykle interesujące drugie 45 minut.

Batalia ta miała jeszcze bardziej wyrównany przebieg po powrocie obu ekip na murawę. Wizualna przewaga gospodyń zaniknęła, a każda ze stron kreowała sobie sytuacje. Pomimo dostosowanie się Realu do tempa, narzucanego przez rywalki, w 67. minucie padła bramka wyrównująca dla FC Barcelony. Po wielu nieudanych i zatrzymywanych przez Misę próbach, w końcu zwycięsko z bezpośredniego pojedynku zwycięsko wyszła Norweżka Hansen, która głową doprowadziła do wyrównania. Kilkanaście minut później byliśmy świadkami czegoś, co można raczej nazywać wypaczeniem wyniku tejże rywalizacji. W 81. minucie na 2:1 dla miejscowych trafiła Jana Fernandez, lecz ku zdziwieniu absolutnie wszystkich sędzia tego meczu gdzieś zauważyła pozycję spaloną. Powtórki dobitnie pokazywały jednak, że linię obrony łamała Maelle Lakrar, przez co nie było mowy o ofsajdzie. To kuriozalne zdarzenie z pewnością maksymalnie zdekoncentrowało zawodniczki Barcelony, co odbiło się na rezultacie końcowym. W ostatnich minutach swój pokaz geniuszu dała Caroline Weir, która najpierw idealnie wbiegła w pole karne i lewą nogą strzeliła bramkę, by w doliczonym czasie głową z najbliższej odległości dobić piłkę, wybitą wcześniej z linii przez Engen. Tym samym Real Madryt po raz pierwszy w historii kobiecego El Clásico zwycięża, choć należy pamiętać o tym, że gospodynie zostały okradzione z prawidłowo zdobytego gola i Pani arbiter tego spotkania popełniła kardynalny błąd, który zaważył na losach meczu.

FC Barcelona – Real Madryt 1:3 (0:1)
Hansen 67′ – Weir 87′ , 90 + 6′ , Redondo 41′


Real Sociedad stanął przed ciężkim zadaniem, jakim było powstrzymanie walczącego o ligowe podium Atletico. Wyzwanie nie należało do najprostszych już na papierze, a na murawie wydawało się ono wręcz awykonalne. Przyjezdne od początku dominowały przebieg rywalizacji i całkowicie przejęły kontrolę. Jak to często jednak bywa, brakowało konkretów w postaci bramek. Pomimo całkowitej bezradności, miejscowym udało się utrzymać bezbramkowy remis do końca pierwszej połowy. Gospodyniom potrzebny był kubeł zimnej wody, wylany na ich głowy w przerwie, aby myśleć o ewentualnej wygranej.

Najwidoczniej „płukanka” nie miała miejsca, gdyż po kilku minutach drugiej połowy swego dopięły gościnie. W 53. minucie Gio Garbelini dała zespołowi ze stolicy prowadzenie, którego te nie oddały już do samego końca. Mało tego, podopiecznym Victora Alby udało się jeszcze wypracowaną przewagę powiększyć. Tym razem strzelczyni pierwszej bramki wcieliła się w rolę asystentki, a wynik na 2:0 ustaliła Luany. Takim sposobem Atletico przeskoczyło w tabeli Athletci Bilbao i ponownie trafiło na trzecie miejsce w tabeli. O swoją lokatę w TOP 5 natomiast musiał drżeć Real Sociedad.

Real Sociedad – Atletico Madryt 0:2 (0:0)
Gio Garbelini 53′ , Luany 71′

30.03. 18:00

Nadzieję na lepszy nastrój od Ewy Pajor po rozegranym spotkaniu miała Natalia Padilla-Bidas. Jej Sevilla u siebie grała z Granadą. Polka spotkanie to rozpoczęła w pierwszym składzie, lecz zarówno jej, jak i jej koleżanki tego dnia w ofensywie nie wychodziło niemalże nic. Co innego w przypadku gościń, które miały przewagę przez większość pierwszej połowy, co udało im się udokumentować trafieniem w 33. minucie. Na listę strzelczyń wpisała się Cristina Postigo. To sprawiło, że po przerwie Sevilla musiała gonić wynik, choć w obliczu jej prezencji w trakcie pierwszych 45 – ciu minut wydawało się to czymś, co będzie niezwykle trudne do osiągnięcia.

Otwarcie należy przyznać, że zamiast walki o wynik otrzymaliśmy pokaz naprawdę niemrawej gry z obu stron. Granada przez większość czasu nie potrafiła nawet skonstruować czegoś na wzór sensownej akcji, jednak ich rywalki także nie wydawały się posiadać argumentów, by wyrównać. Kiedy wydawało się, że ta połowa zakończy się bezbramkowym remisem, pojedynczy zryw przyjezdnych okazał się gwoździem do trumny dla gospodyń. W 85. minucie Esther Sullastres wyciągała futbolówkę z siatki po raz drugi, tym razem po strzale Imade. Dzięki zwycięstwu Granada przeskoczyła w tabeli Real Sociedad i wskoczyła do TOP 5, co jest wynikiem naprawdę ponad stan względem przedsezonowych oczekiwań. Natalia Padilla-Bidas na murawie spędziła 78 minut.

Sevilla FC – Granada CF 0:2 (0:1)
Postigo 33′ , Imade 85′

O poprawienie swojej i tak tragicznej sytuacji walczyła Valencia. Ostatnia ekipa Ligi F gościła u siebie Madrid CFF, który miał chrapkę doprowadzić do zwycięskiego hat – tricka drużyn z Madrytu. Przez ponad pół godziny oglądaliśmy coś na wzór badania terenu z oby stron, aczkolwiek ostatnie lekko ponad dziesięć minut miało zupełnie inne tempo. Oba zespoły wrzuciły wyższe obroty i nieco podostrzyły swoją grę, czego efektem było pokazanie trzech żółtych kartek w przeciągu zaledwie trzech minut. W 40. minucie gospodynie dały swym kibicom chwilę radości, wychodząc na prowadzenie za sprawą gola Aidy Esteve. Ta sama zawodniczka pięć minut później asystowała przy trafieniu Marti. Spektatorzy mogli zatem dostrzec abstrakcyjny obrazek jak na realia tego sezonu, jakim było dwubramkowe prowadzenie Valencii, nie wiedząc jeszcze, że to nie koniec.

Druga połowa także przebiegała niezwykle intensywnie. Miejscowe miały tak zwane momentum i chciały je wykorzystać jak najlepiej. Udało im się wywalczyć rzut karny, który pewnie wykorzystała Alguacil. Jakby tego było mało, w 55. minucie na tablicy wyników widniał już rezultat 4:0. Po raz drugi tego wieczora asystę zapisała Esteve, a jej podanie na bramkę zamieniła Carro. Gościnie stać było jedynie na trafienie honorowe. W 57. na osłodę trafiła Andonova. Czerwona latarnia ligi sprawiła nie lada niespodziankę nie tyle samą wygraną, co jej rozmiarami. Trzy punkty podtrzymują jeszcze resztki wiary w utrzymanie, lecz sytuacja wciąż jest nieciekawa, gdyż do czternastego Levante zwyciężczynie tego pojedynku tracą aż sześć „oczek” , a do końca zmagań pozostało siedem kolejek.

Valencia CF – Madrid CFF 4:1 (2:0)
Esteve 40′ , Marti 45′ , Alguacil 50′ (k.) , Carro 55′ – Andonova 57′

Liga F

PozycjaKlubMeczeWRPB+B-RBPkt
126240210716+9172
22723228224+5871
327131044123+1849
42715393925+1448
527143103938+145
62798103334-135
727105123239-735
82798102136-1535
92795132843-1532
1027611102344-2129
112785143257-2529
122776142943-1427
132768132339-1626
142659122136-1524
152765162250-2823
162746171944-2518
 
Spadek
Reklama
Opublikowano: 23.03.25

Polecamy