
Pogrom w derbach Londynu – podsumowanie WSL
Kompletny pogrom w derbach Londynu, wyrwane zwycięstwo Chelsea oraz grad bramek w weekendowych spotkaniach ligi angielskiej.
14. kolejka Women’s Super League przyniosła wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji. Kompletny pogrom w derbach Londynu, wyrwane zwycięstwo Chelsea oraz grad bramek w weekendowych spotkaniach ligi angielskiej. Zapraszamy na podsumowanie!
Manchester United – Crystal Palace 3:1 (1:1)
Terland 9’ – Gejl 38’ – Terland 64’, Clinton 85’
Manchester United zalicza kolejny występ potwierdzający dobrą dyspozycję zespołu. Od Chelsea dzieli je znacząca przestrzeń, ale pewnie torują sobie drogę do udziału w rozgrywkach europejskich w następnym sezonie. W meczu z Crystal Palace były oczywistym faworytem. Pierwsza bramka, autorstwa Elisabeth Terland, także nie była szokująca – obrona beniaminka popełniła fatalny błąd, a ofensywa drużyny Marka Skinnera pewnie go wykorzystała. Zaskoczeniem był jednak rezultat na koniec pierwszej połowy. Mogłoby się wydawać, że Manchester United w 100% panuje nad przebiegiem spotkania, dużo częściej były przy piłce i z łatwością przenosiły grę na połowę rywalek. Jednak w 38 minucie zawodniczki Crystal Palace, po szybko skonstruowanej akcji, oddały celny strzał, który zamieniły na gola. Co ciekawe, Mille Gejl, zdobywczyni bramki, skierowała piłkę tuż obok Tullis-Joyce, bramkarki United. Ta jednak nie zdołała przeprowadzić interwencji, mimo że miała czas na reakcję.
Sytuację poprawiła Terland, która przez całe spotkanie pozostawała bardzo aktywna w tercji ofensywnej. Po kilku niewykorzystanych okazjach, ponownie wykorzystała błąd obrony przeciwniczek. Ograła bramkarkę i delikatnym uderzeniem umieściła piłkę w siatce. Drużyna gości miała jeszcze okazję na wyrównanie, jednak obrona Manchesteru United stanęła na wysokości zadania i defensorki oddaliły zagrożenie. Wynik przypieczętowała bramka Grace Clinton, która pozostaje w świetnej formie.
Następna kolejka to dla Manchesteru United swoisty sprawdzian. Przed nimi dwa spotkania, w obu wystartują w roli faworytek. W starciu ligowym czeka na nich spotkanie ze wzmocnionym Leicester City. W rozgrywkach pucharowych powalczą o awans z Sunderland. Crystal Palace, które coraz bardziej oddala się od bezpiecznej strefy, zagra z Liverpoolem.
Arsenal – Tottenham 5:0 (2:0)
Hunt (GS) 15’, Caldentey 35’, Maanum 51’, Russo 58’, Fox 90’
Przed spotkaniem, wiadomym było, że Tottenham stoi przed wielkim wyzwaniem. Derby północnego Londynu odznaczają się wielkimi emocjami, uwielbianymi przez kibiców. Ponad 56 tyś. osób wybrało się na stadion, by zobaczyć starcie na Emirates Stadium. Arsenal nie zawiódł – 5 bramek w hitowym starciu. Dodatkowych wrażeń przyniósł debiut Chloe Kelly, która najbliższe pół roku rozegra w barwach Arsenalu.
Pierwsza bramka padła już po pierwszym kwadransie. Obraz tego, w jaki sposób piłka znalazła się w siatce, dość precyzyjnie odzwierciedla przebieg całego spotkania. Spurs po katastrofalnym błędzie na własnej połowie traci futbolówkę, którą do bramki (własnej) kieruje Clare Hunt. Niefortunne zagranie po szybkim dośrodkowaniu rozpoczęło festiwal strzelecki Kanonierek. Zawodniczki Tottenhamu nie tylko miały trudności z przeprowadzaniem skutecznych akcji, ale także z wyjściem z własnej połowy. Arsenal skompletował aż 27 sytuacji bramkowych – część z nich miała miejsce po błędach defensywy. Choć bramkarka Tottenhamu, Lize Kop, wielokrotnie musiała wyciągać piłkę z własnej bramki, to w pierwszej części meczu popisała się kilkoma świetnymi interwencjami, które pozwoliły jej drużynie na nieco dłuższe pozostanie w grze. Dopiero w 35. minucie padł drugi gol tego spotkania, a jego autorką okazała się Mariona Caldentey.
Po przerwie, Kanonierki pozwoliły rywalkom na odrobinę więcej czasu przy piłce. Mimo to, nadal dominowały i przeprowadzały znacznie więcej akcji, choć w mniejszym natężeniu, niż w pierwszej połowie. Skuteczna ofensywa Arsenalu nie pozostawiła złudzeń bezradnym obrończyniom Spurs. Defensorki nie ułatwiały zadania swojej bramkarce, pozostawiając zbyt wiele przestrzeni przeciwniczkom. Tę trudną sytuację przypieczętował strzał Fridy Maanum, po którym piłka odbiła się od Hunt i wpadła do siatki. Tottenham nie był w stanie już podnieść się w tym spotkaniu. Ostatecznie, Arsenal zdobył pięciobramkową przewagę, za sprawą bramek Russo i Fox. Zawodniczki Spurs, których losy w tym sezonie odznaczają się zmiennym szczęściem, musiały uznać piorunującą wyższość Arsenalu. Północny Londyn jest czerwony.
W następnej kolejce przed Arsenalem mecze z West Hamem (WSL) oraz z Liverpoolem (FA Cup). Tottenham, który w tym sezonie walczy o pierwszą piątkę tabeli, zagra z Manchesterem City.
Chelsea – Everton 2:1 (0:0)
Gago 51’ – Ramirez 62’, James 90+3’
Kibice Chelsea przed tym spotkaniem mogli być spokojni. Hegemon rozgrywek ligowych oraz wielka gwiazda rozgrywek europejskich, miała zmierzyć się z drużyną, która grzeje stałe miejsce w najniższych rewirach tabeli. Jednak przebieg tego spotkania okazał się bardziej zaskakujący, niż mogliśmy się spodziewać.
Zespół Soni Bompastor optycznie realizował wszelkie założenia. Dużo częściej był przy piłce i nie pozwalał rywalkom przedostać się do własnego pola karnego. Everton, który w tym sezonie ma trudności ze zdobywaniem punktów, zaskoczył skutecznością defensywy, która nie pozwalała oddawać celnych strzałów. W pierwszej części spotkania, ofensywa The Blues, tylko raz skierowała piłkę w światło bramki. Ku zaskoczeniu, Everton dobrze wykorzystywał błędy rywalek. Przechwyty w środku pola doprowadzały do groźnych sytuacji, z których jedną z nich udało się zamienić na bramkę. Pierwszy gol padł dopiero w 51. minucie, po uderzeniu Gago.
Niedługo później, Sandy Baltimore odebrała piłkę nieopodal pola karnego Evertonu i dograła do Mayry Ramirez, która nie myli się w takich sytuacjach. Wyrównanie pozwoliło Chelsea na odzyskanie pewności siebie w ataku. Coraz częściej oddawały strzały, które jednak nie przynosiły spodziewanego rezultatu. Groźne sytuacje kończyły się niecelnymi strzałami lub fenomenalnymi interwencjami obrończyń Evertonu. Spotkanie zmierzało do końca i wydawało się, że Chelsea znów zgubi punkty, co mogłoby zaostrzyć walkę na podium. W 3. minucie czasu doliczonego (doliczono w sumie 4 min.) Lauren James zdecydowała się na silny strzał zza pola karnego, którym wyrwała 3 punkty dla swojego zespołu.
Chelsea, choć jest w bardzo bezpiecznej sytuacji, nie może tracić koncentracji. W najbliższej kolejce czekają je dwa spotkania – z Brighton oraz z Leicester, a zaraz później mecz pucharowy z Crystal Palace.
Leicester – Aston Villa 3:0 (1:0)
Cayman 29’; 49’, Thibaud 50’
Starcia drużyn z dołu tabeli bywają tak samo intensywne, jak te u jej szczytu. Trudno było oszacować jednoznacznego faworyta przed tym meczem, biorąc pod uwagę ostatnią formę obu drużyn. Aston Villa miała problemy z wykorzystywaniem swojego czasu przy piłce, w przeciwieństwie do rywalek, które wykazały się świetną skutecznością.
Gol otwierający wynik tego spotkania padł w sytuacji, w której Aston Villa podejmowała nieskuteczne próby oddalenia zagrożenia od własnego pola karnego. Mimo kilku wybić, zawodniczki Leicester City nieustannie przerzucały ciężar gry z powrotem, co na bramkę zamieniła Janice Cayman. Pierwsza część spotkania nie obfitowała w wiele sytuacji bramkowych, choć można było zaobserwować przewagę drużyny gospodarzy – zdobyły jeszcze jedną bramkę, ale z pozycji spalonej. Drugą połowę, w genialny sposób, rozpoczęła Janice Cayman, podwajając swój dorobek bramkowy. Po rzucie wolnym, popisała się fantastycznym wolejem. Bezpośrednio po wznowieniu gry i kolejnej akcji Leicester, piłkarki wykonały rzut rożny, który na bramkę zamieniła Thibaud. Aston Villa nie była w stanie odpowiedzieć. Mimo niższego posiadania piłki, piłkarki Leicester lepiej wiedziały, jak rozegrać ten mecz. Tym samym, drużyny klasyfikują się na dwóch ostatnich, bezpiecznych miejscach w tabeli, z dwupunktową przewagą Leicester City.
Sytuacja jest jednak otwarta. Aston Villa zagra kolejne dwa mecze ligowe z Evertonem i Crystal Palace. To dla nich szansa na nadrobienie strat punktowych. Trudniej rysuje się scenariusz następnych spotkań dla Leicester. Przed nimi starcia z Manchesterem United oraz z Chelsea.
West Ham – Brighton 3:1 (1:1)
Martinez 11’ – Parris 14’ – Ueki 64’, Asseyi 68’
Brighton, które bardzo dobrze weszło w sezon, kolejny raz traci punkty i oddala się od podium. Dla polskich kibiców to świetna informacja. Kinga Szemik odnotowała bardzo dobry występ, a jej zespół wspina się coraz wyżej w tabeli WSL.
Brighton dużo częściej rozgrywało piłkę. Przeprowadzały też więcej ataków na bramkę rywalek. Mimo to, West Ham od początku prezentował wysoki poziom. Już w 11. minucie padła pierwsza bramka, która była efektem wykorzystania zamieszania w polu karnym przez Shekierę Martinez. Szybka odpowiedź Brighton mogła zwiastować odwrócenie losów tego spotkania. Nikita Parris otrzymała świetne podanie, dzięki któremu miała przed sobą jedynie pustą bramkę. Do końca pierwszej połowy padło jeszcze kilka ciekawych strzałów. O ile bramkę Brighton uratował słupek, o tyle Kinga Szemik stała się bohaterką defensywy West Hamu. Jej pewne interwencje umożliwiły drużynie dobre wejście w drugą część meczu.
Remis został przełamany przez katastrofalny błąd defensywy Brighton. Riko Ueki przejęła niecelne podanie i wykreowała tym sobie sytuację “sam na sam”. Dzięki skutecznemu wykończeniu, wyprowadziła West Ham na prowadzenie. Niespełna 5. minut później, piłkarki West Hamu wypracowały sobie rzut karny, który wykonała Viviane Asseyi. Wśród zawodniczek The Hammers nastąpił przełom, w tym meczu zarówno ofensywa, jak i defensywa, wyglądała bardzo dobrze.
Kolejny mecz będzie sprawdzianem wypracowanej formy. Spotkanie z Arsenalem oraz 3 dni później z Manchesterem City, będzie wielkim wyzwaniem. Przed Brighton starcie z niepokonaną Chelsea.
Manchester City – Liverpool 4:0 (2:0)
Shaw 30’; 43’, Roord 60’, Prior 70’
W ostatnim czasie nad Manchesterem City zawisnęły ciemne chmury. Trudności wizerunkowe związane z głośnym transferem Chloe Kelly, liczne kontuzje i znaczący spadek formy mogły zmartwić kibiców drużyny, która przecież, nie tak dawno, pokonała FC Barcelonę. Ten mecz mógł jednak przywrócić nadzieję fanom, a niekwestionowaną bohaterką pierwszej części spotkania została ich napastniczka klasy światowej – Khadija Shaw.
Sam początek meczu nie wskazywał na taki pogrom. Warto zaznaczyć, że Liverpool zmarnował fenomenalną okazję na bramkę, w której piłkarki nie wykorzystały sytuacji “sam na sam”, a następnie dobitki na pustą bramkę. W ten sposób, pierwsza na listę strzelczyń wpisała się Shaw. Na specjalne wyróżnienie zasługuje także asysta Mary Fowler, która dograła piłkę w miejsce, w którym Bunny nie popełnia błędów. Niespełna kwadrans później, duet ponowił sukces i podwoił prowadzenie. Manchester City wszedł w drugą część spotkania z dużym spokojem. Choć dały przeciwniczkom więcej czasu przy piłce, to przeprowadziły jeszcze więcej akcji i celnych strzałów, niż w pierwszych 45. minutach. Gol na 3:0, który padł w 60. minucie, był świetnym przykładem dominacji Manchesteru City. Roord, z dużym spokojem, wykorzystała zamieszanie i nieskuteczność defensywy. Jako ostatnia na listę strzelczyń wpisała się Gracie Prior. Piłkarka oddała strzał, który może rywalizować o gola kolejki. Bardzo mocne uderzenie, zza pola karnego, przelobowało bramkarkę przeciwniczek i wpadło do siatki. Liverpool miał jeszcze kilka okazji na zmianę wyniku, ale na wysokości zadania stanęła Ayaka Yamashita, która wybroniła wszystkie celne strzały na bramkę.
Nie ma pewności, czy ten mecz był ostatecznym przebudzeniem Manchesteru City. Przekonamy się o tym na początku marca, przy okazji dwóch spotkań ligowych – z Tottenhamem oraz z West Hamem. Liverpool, choć w meczu ligowym zmierzy się z Crystal Palace, to niedługo później będzie miał przed sobą wielkie wyzwanie – mecz pucharowy z Arsenalem.
Polecamy
- EURO 202509.07.25
EURO 2025: Wysoka wygrana Francji!
Kornelia
- Newsy09.07.25
Bardzo ważna zawodniczka dla Ślęzy przedłuża umowę!
Tomasz Szmigielski-Narbutt
- EURO 202509.07.25
EURO 2025: Istna demolka w wykonaniu Angielek!
Milena Romanowska
- Newsy09.07.25
Trzy zawodniczki odchodzą ze Słupczanki Słupca
Milena Romanowska