Women’s Super League: Grad bramek w Manchesterze, passa Chelsea trwa

13. kolejka na najwyższym szczeblu w Anglii została zaplanowana na niedzielę. Z pewnością najbardziej atrakcyjne w samym założeniu widowisko czekało nas na samo otwarcie, gdzie to Manchester City podejmował u siebie Arsenal. Tam emocji bynajmniej nie brakło, co mogło rozpalić do czerwoności oczekiwania względem późniejszych meczy. Jak się one potoczyły?

Reklama

Przed bezpośrednim pojedynkiem trzecią i czwartą ekipę WSL po dwunastu kolejkach dzielił raptem punkt. Nic więc dziwnego, że na wyłonienie potencjalnego zwycięzcy czekano z zapartym tchem. Często mecze drużyn z góry tabeli nie obfitują w bramki przez zdolność dostosowania się do warunków oponenta. Cóż, tutaj z miejsca dostaliśmy zaproszenie do otwartej walki. PO kilkudziesięciu sekundach gola dla Arsenalu zdobyła Caldentey, a po niespełna ośmiu minutach Manchester City przegrywał już 0:2 za sprawą trafienia Wubben – Moy. Przy takim tempie nawet taka przewaga nie mogła być uznawana za bezpieczną. Gospodynie nie zamierzały zwieszać broni i ruszyły do ataku, czego efektem było kontaktowe trafienie Fowler. Do przerwy jednak musiały one uznać wyższość rywalek, a taki wynik przesuwał je w zestawieniu ligowym na czwarte miejsce. Kompletne, gwałtowne szaleństwo rozpoczęło się na nowo, kiedy pomiędzy 50 – tą, a 55- tą minutą przyszło nam oglądać, jak trzy razy piłka wpadała do siatki. Najpierw poprzedniemu klubowi strzeliła Vivianne Miedema, następnie strzeliła Leonhardsen – Maanum, by ponownie stan rywalizacji wyrównała z rzutu karnego Fowler. Ostatnie słowo należało jednak do przyjezdnych, a szalę zwycięstwa na korzyść The Gunners przechyliła Stina Blackstenius. Po kosmicznym meczu Arsenal zwyciężył 4:3 i na tamta chwilę stał się wiceliderem rozgrywek.

Manchester City – Arsenal 3:4 (1:2)
20′ , 55′ (k.) Fowler , 50′ Miedema – 1′ Caldentey , 8′ Wubben – Moy, 51′ Leonhardsen – Maanum, 78′ Blackstenius

Jakość WSL już poznaliśmy doświadczalnie, zaś o godzinie 14 czasu brytyjskiego postawiono na ilość, gdyż równolegle odbywały się trzy spotkania. Jednym z nich było starcie Liverpoolu z West Hamem, którego bramki strzegła KInga Szemik. W kwestii zdobytych bramek znaleźliśmy się praktycznie na innym biegunie względem wydarzeń z Manchesteru. Tutaj piłka do siatki wpadła raptem raz i niestety to właśnie Polka musiała ją wyjmować z bramki. W 33. minucie pokonała ją Leanne Kiernan po podaniu Holland. Skromna wygrana ekipy z miasta Beatlesów pozwoliła pozostać na siódmej lokacie z małą stratą do piątego miejsca. The Hammers dogoniła perspektywa spadku, w najgorszym wypadku nawet na dziesiąte miejsce.

Liverpool – West Ham 1:0 (1:0)
33′ Kiernan

W drugim z równolegle odbywających się meczy Brighton u siebie gościło piłkarki z Crystal Palace, zamykające tabelę. Nawet wygrana nie dawała gościoniom szans na opuszczenie ostatniej lokaty. Mewy na prowadzenie wyszły już w 18. minucie po golu samobójczym, którego pechowo na konto musiała zapisać Lily Woodham. Rezultat ten utrzymał się do końca pierwszej połowy. Kiedy wydawało się, że gospodynie mogą mieć drugą część gry pod względną kontrolą, z gry wypisała się głupim zachowaniem Symonds. To dało drużynie Crystal Palace nadzieje na wyrównanie. Choć walka o punkt trwała niemal do samrgo końca, udało im się dopiąć swego w 88. minucie. Wynik na 1:1 ustaliła Szwedka, My Cato. Choć wygrana była na wyciągnięcie ręki, Brighton zaprzepaściło dogodną okazję, by odbić od reszty stawki i nieco pewniej dzierżyć pozycję bezpośrednio za wyklarowanym jasno TOP 4.

Brighton – Crystal Palace 1:1 (1:0)
18′ Woodham (sam.) – 88′ Cato

16.02, 13:30

W drugim z meczy, mających miejsce w mieście Liverpool, Everton podejmował Leicester City. The Foxes tracił do oponentek raptem punkt, więc wydawało się, że to wystarczająco zmotywuje je do nawiązania walki o wyprzedzenie ich. W praktyce natomiast wyglądało to zgoła inaczej, lecz jednostronna dominacja przyszła dopiero z czasem. Po nieco ponad kwadransie obie drużyny miały już na koncie po jednym golu. Dla gospodyń strzeliła Gago, zaś wyrównała O’Brien. Ten rezultat utrzymał się aż do przerwy, po której wyraźnie bardziej zdeterminowane wyszły piłkarki Evertonu. Sukcesywnie stawiały kolejne kroki ku zamknięciu spotkania. Ponowne prowadzenie dała Snoeijs, na 3:1 podwyższyła Hayashi, a ostatnim akcentem było skompletowanie dubletu przez Gago. Everton tym samym podskoczył nieco w górę tabeli, zaś Leicester pozostało na przedostatnim miejscu.

Everton – Leicester 4:1 (1:1)
5′ , 69′ Gago, 48′ Snoeijs, 57′ Hayashi – 16′ O’Brien

Przed teoretycznie łatwym zadaniem stawały liderki z Londynu. Przyjechały one bowiem na mecz z będącą w dolnych rejonach tabeli Aston Villą. Realnie The Blues jednak nieco odbiły się od ściany, gdyż same nie trafiły szczególnie z dyspozycją kolektywu, a gospodynie dość bezproblemowo radziły sobie z naporami ofensywy wieloletnich dominatorek. W drugiej części gry gościnie podkręciły nieco tempo i coraz śmielej sobie poczynały, jednak bezradność ofensywy aż kłuła w oczy. Ostatecznie udało się wpakować piłkę do siatki, choć w tym wydatnie pomogły rywalki, gdyż Sabrinę D’Angelo pokonała jej koleżanka, Sarah Mayling. Takim oto niezbyt spektakularnym sposobem Chelsea wciąż pozostaje niepokonane w rozgrywkach Women’s Super League

Aston Villa – Chelsea 0:1 (0:0)
82′ Mayling (sam.)

Na zamknięcie kolejki przenosiliśmy się do stolicy, gdzie Tottenham gościł walczący o naj najwyższe miejsce na podium Manchester United. W obliczu dobrego rezultatu meczu pomiędzy rywalkami zza miedzy a derbowymi oponentkami ewentualna wygrana pozwalałaby znaleźć się bezpośrednio za Chelsea. Przyjezdne zaczęły z przytupem, bowiem już w 6. minucie wyszły na prowadzenie. Podanie Riviere wykorzystała Terland i otworzyła wynik. Początek był obiecujący, jednak później nie przyszło nam aż do końca pierwszej połowy oglądać kolejnych trafień. Głównie wynikało to z nieskuteczności zdecydowanie lepiej dysponowanych gościń, których strzał na 1:0 był jedyny, celnym z dziesięciu oddanych przed przerwą. Ci, którzy oczekiwali, po zmianie stron uda się rozkręcić nieco widowisko się srogo rozczarowali. Obie drużyny zwolniły tempo, wykazując się niezwykłą biernością, jeśli mowa o Tottenhamie, jak i pragmatyzmem ze strony prowadzących. Skromna zaliczka została zatem bez większych kłopotów utrzymana do samego końca.

Tottenham – Manchester United 0:1 (0:1)
6′ Terland

Barclays Women’s Super League

PozycjaKlubMeczeWRPB+B-RBPkt
11614204510+3544
21611324113+2836
3161132309+2136
41610243720+1732
5166462327-422
6166371725-821
7165292034-1417
8164481525-1016
9164392131-1015
101633101024-1412
111624101632-1610
121623111540-259
 
Spadek
Reklama
Opublikowano: 02.02.25

Polecamy