
Alicja Zając: „Relacje są kluczowe, by budować drużynę.” [WYWIAD]
Piłkarki Lech Poznań UAM mają za sobą bardzo udane miesiące, a ich dobra postawa w rozgrywkach ligowych sprawiła, że przerwę zimową spędzają na fotelu wiceliderek Orlen 1. Ligi kobiet. O rywalizacji ligowej, planach na przyszłość oraz byciu trenerką porozmawiałam z autorką sukcesów poznańskiego zespołu, Alicją Zając.
Alicja Zając prowadzi Lech Poznań UAM od początku powstania sekcji. Razem z zespołem Kolejorza świętowała dwa awanse oraz trzecie miejsce w Orlen 1. Lidze w poprzednim sezonie. W październiku bieżącego roku trenerka poznańskiej ekipy została członkinią prestiżowego programu mentoringowego UEFA dla Trenerów na lata 2024-2026. Projekt ten ma na celu zwiększenie liczby klubów oraz reprezentacji narodowych prowadzonych przez kobiety.
Wiktoria Kornat/Kobiecyfutbol.pl: Zacznę od gratulacji – program mentoringowy UEFA dla Trenerów na lata 2024-2026 to wielkie wyróżnienie. Opowiedz coś więcej o momencie, w którym ta informacja została Tobie przekazana. Jakie były pierwsze emocje?
Alicja Zając: Dziękuję. Sama ścieżka aplikowania do programu może nie była tak skomplikowana, co długoterminowa. W czerwcu składaliśmy aplikację pisemną z potwierdzeniem licencji trenerskiej, z podaniem przyczyny, dlaczego chcę być w tym programie i czemu ma mi to służyć. W sierpniu dostałam maila z informacją, że zakwalifikowałam się do kolejnego etapu, którym ma być rozmowa online z Sonią, opiekunką projektu i Jozefem Zahorskym z działu edukacji UEFA. Przeszłam rozmowę, podczas której oni bardziej szczegółowo chcieli dopytać o rzeczy, które były zawarte w mojej aplikacji. Powiedzieli, że jest 25 osób na 10 miejsc. W tym momencie przestałam się łudzić, biorąc pod uwagę, że wcześniej było wiele trenerek w większości z kadr narodowych. A wiemy, że piłka nożna kobiet jeszcze się rozwija, ja też nie jestem na tym poziomie najwyższym powiedzmy w Polsce, jeśli chodzi o szczebel, tylko na poziomie 1 ligi. Rozmowę miałam na początku września, jakoś miesiąc później przyszła wiadomość, że zostałam przyjęta. To był duży szok, duże wyróżnienie i piękna sprawa patrząc na to, jakie tam są nazwiska i że to ja mogę być wśród tych osób, które widzę w telewizji, którym kibicuję, których poczynania śledzę. Więc ogromne wyróżnienie, zaszczyt i popchnięcie do rozwoju, poparte wsparciem ze strony klubu.
WK: Anna Signeul to Twoja mentorka na najbliższe dwa lata. Miała być Sarina Wiegman, ale chyba też jest całkiem w porządku? Signeul to była selekcjonerka kadry narodowej Szkocji w latach 2005-2017 i Finlandii w latach 2017-2022. Jeśli mówimy o wątkach polskich to warto wspomnieć, że Signeul była mentorką Niny Patalon, kiedy ta uczestniczyła w kursie UEFA Pro. Cieszysz się na tę współpracę?
AZ: Wiadomo, że Sarina była dla mnie dużą inspiracją, po tym, co zrobiła z kobiecą piłką w Anglii. Na te lata w programie co prawda nie została przydzielona. Natomiast poznając Annę na niedawnym zjeździe, kompletnie nie żałuję, że to ona została moją mentorką. Anna posiada ogromne doświadczenie, mimo że teraz nie jest już w pracy trenerskiej, ponieważ dwa lata temu zakończyła pracę w federacji fińskiej, to ma ogromną wiedzę, doświadczenie i wiele kontaktów. Dla mnie jest ikoną. Wierzę, że da mi dużo energii, takiego spojrzenia z różnych części Europy, bo ma szerokie, nie tylko skandynawskie doświadczenie. To będzie super podróż – 18 miesięcy spotkań i rozmów. Prawdopodobnie w lutym Anna przyjedzie do nas do klubu. Bardzo się z tego cieszę, ponieważ ona chce poznać struktury, szefostwo klubu, podejrzeć treningi i być na meczu, tak staramy się to zorganizować. Chciałaby również być w szatni i zobaczyć, jak funkcjonujemy na co dzień. Dla mnie to jest świetna sprawa. Potem prawdopodobnie pojedziemy do Slavii Praga na staż. To drużyna, która często występuje w Lidze Mistrzyń, ma poukładane struktury, dużo zostało zaczerpnięte z klubu męskiego, podobnie jak u nas. Standardy czy możliwości są zbliżone do nas, to będzie ciekawe doświadczenie, jeśli chodzi o pracę klubową. Chcemy zaplanować dla Anny kilka aktywności, żeby mogła zobaczyć, jak funkcjonujemy i możliwe, że zabierzemy ją do Wronek i pokażemy symulator piłkarski skills.lab, na którym na co dzień trenują zawodnicy Akademii Lecha Poznań, a też niektóre zawodniczki pierwszej drużyny miały już okazję sprawdzić swoje umiejętności.
WK: Liczne zagraniczne staże i nie tak dawno temu ukończony kurs UEFA A – w jaki sposób wpłynęły na spojrzenie Alicji Zając na piłkę nożną?
AZ: Zacznę od końca, czyli od kursu A. Bardzo się cieszyłam, że trafiłam na ten kurs z facetami, dlatego, że wiem, że są bardzo merytoryczni i byłam ciekawa swojej wiedzy, na jakim jestem poziomie, co potrafię, a czego nie, w jakich aspektach powinnam się poprawiać. Byłam tylko ja i Paulina Tylak, jedyne kobiety na tym kursie, co ciekawe razem byłyśmy też na kursie UEFA B. To był strzał w dziesiątkę, bo miałam super grupę chłopaków, którzy kibicowali Lechowi i pojawiali się na meczach dziewczyn, jak był zjazd w Poznaniu. Z niektórymi mam kontakt do dzisiaj i myślę, że to świadczy o tym, że to był wartościowy kurs. Wszystkie te rozmowy zakulisowe były bardzo cenne, cieszyłam się, że możemy się spotkać, doradzić i mogę liczyć na ich pomoc. To przede wszystkim, ale też ważna była postać koordynatora, trenera Marcina Drajera. Dobrze poprowadził kurs, dał dużą możliwość, żebyśmy czerpali z tych spotkań, jak najwięcej. Uważam, że w tej pracy trzeba być elastycznym i wiele czynników się zmienia, trener dał nam właśnie taką przestrzeń. Z kursu byłam bardzo zadowolona, mam wrażenie, że skończył się niedawno, a to już rok temu, bo w listopadzie odbierałam dyplom.
A staże… z polskich klubów byłam w Rakowie Częstochowa, ciekawe spojrzenie na to, że mały stadion, małe boisko, a mistrz Polski. To dowód, że można sobie poradzić z takimi warunkami. Świeża sprawa to ten AC Milan, męski i kobiecy, bo funkcjonowaliśmy w Puma House of Football, gdzie trenują wszystkie zespoły kobiece, chłopcy U19 i w dół, natomiast chłopcy U23 i pierwszy zespół funkcjonuje w innym miejscu Świetna sprawa – 8-9 boisk, kobiecy zespół trenuje rano, a dziewczynki wszystkich kategorii wiekowych po południu, wszystkie są jednolicie ubrane, busy podjeżdżają, wyskakują z nich dziewczynki i biegną na trening. Świetnie się na to patrzyło, że na taką skalę to jest prowadzone. W U19 wszystkie zawodniczki mają już kontrakty, minimum 1000 Euro, to jest wymóg federacji. Te rzeczy organizacyjne były dla mnie ciekawe. Co do struktury treningu widziałam fragment zajęć pierwszego zespołu, a także drużyn U17 i U19. Myślę, że sportowo nie odbiegamy od tych zespołów, kwestia jest tego, że mają większą liczbę zawodniczek i z większej liczby mogą wybierać.
WK: Sportowo nie odbiegamy. A organizacyjnie odbiegamy?
AZ: Tak. Nie wiem, czy ktoś u nas może się pochwalić ośmioma boiskami. Dodatkowo te dojazdy, oni zgarniają z całego Mediolanu zawodniczki i zawodników, gdzie u nas nie wiem, czy by to było do pomyślenia, że z podpoznańskich miejscowości zbieramy busami dziewczyny i przywozimy na trening. To było dla mnie zaskakujące. Wiadomo, że tam budżet jest dużo większy i przede wszystkim te finanse pozwalają na to, żeby się tak rozwijać. Ciekawe jest też to, że w każdym sztabie, niezależnie od kategorii wiekowej, są cztery osoby. W Polsce często funkcjonuje to tak, że jest w sztabie jeden trener, może ktoś do pomocy, często rodzic jest kierownikiem. We Włoszech mamy pierwszego trenera i drugiego trenera, dwóch kierowników, do tego najstarsze kategorie mają jeszcze fizjoterapeutę i trenera przygotowania motorycznego. W Lechu idziemy w podobnym kierunku, bo z każdym kolejnym sezonem nasze sztaby coraz bardziej się rozwijają.
WK: Co myślisz patrząc na trenerską drogę, którą dotychczas przebyłaś? Z kobiecą sekcją Kolejorza jesteś związana od początku jej istnienia. Ale już wcześniej trenowałaś inne drużyny, w tym dzieci i młodzież z Lech Poznań Football Academy.
AZ: To już 10 lat, bo zaczęłam w 2014 roku jako asystentka trenera Łukasza Nowaka w Lech Poznań Football Academy przy cztero- i pięciolatkach. Tak zaczynałam, ale to była bardzo wdzięczna praca i pokazała mi, jak patrzeć na dzieci, jakie mieć podejście do nich i to mnie nauczyło wielu kompetencji miękkich, takiej wyrozumiałości i cierpliwości, bo jako zawodniczka chyba miałam jej mało. Taki start i to miejsce, w którym się znalazłam były dla mnie idealne. Po półtora roku dostałam swoją grupę, a po dwóch latach stwierdziliśmy, że otwieramy sekcję dla dziewczynek. To był czerwiec 2016 roku. Pamiętam do dziś pierwszy trening, przyszło ich ponad 30 i wtedy pomyślałam „o matko, skąd one się wzięły, skąd aż takie zainteresowanie dziewczynek kobiecą piłką?”. Wtedy to ruszyło tak naprawdę i wiedziałam, że chcę to robić.
Trochę droga z przebojami w kontekście klubów i różnych zmian, ale cały czas z myślą, że każdy klub to inne, nowe możliwości. Zależało mi na tym, żeby dziewczynkom pokazywać, że piłka nożna jest fajna, żeby cieszyły się grą i czerpały z tego jak najwięcej. Cieszę się, że teraz niektóre z nich zostają przy piłce w różnych rolach. Świetne jest to, że one chcą tutaj być. Myślę, że potrzebujemy więcej kobiet, które będą przy piłce nożnej niekoniecznie w roli zawodniczki czy trenerki, ale myślę, że jest duży obszar do tego, żeby to gospodarować.
Cieszę się, że jestem teraz tu, gdzie jestem. Mamy jeszcze wiele do zrobienia w klubie. W ciągu ostatniego pół roku wydarzyło się jednak dużo – pierwszy zespół walczy o awans do Ekstraligi, rezerwy są na pierwszym miejscu w swojej lidze, młodzieżowy zespół również. W skrócie można powiedzieć, że była to udana runda. Mamy jednak cały czas miejsce na rozwój, a w przyszłości może powstanie akademia. To byłaby super sprawa, patrząc na to, co dziś dzieje się z kobiecą piłką na zachodzie i jak to funkcjonuje. Myślę, że to tam musimy szukać inspiracji i powoli ich szukamy.
WK: Stylem trenerskim bliżej Tobie do dużej dyscypliny w obronie/wyrachowanego futbolu Jose Mourinho czy ofensywnej piłki/tiki-taki Pepa Guardioli? Czy masz swój styl i nie inspirujesz się innymi?
AZ: My jako Lech i to nie tylko kwestia sekcji kobiecej, chcemy grać ofensywnie, chcemy dominować, strzelać dużo goli. I w męskim i w kobiecym zespole to widać. Patrząc na statystyki i porównując poprzedni sezon, to jest postęp w tej kwestii. Chcemy grać w piłkę, grać krótkimi podaniami, być często przy piłce i wiem, że mam zawodniczki, których umiejętności pozwalają na to, żeby taki styl preferować. Co do inspiracji, w ostatnim czasie bardzo dużo oglądam Bayeru Leverkusen Xabiego Alonso, czy Brighton Roberto de Zerbiego. Podoba mi się ich model, w jakim chcą grać. Szukamy inspiracji też, co przenieść do nas, może nie 1 do 1, ale gdzieś na przykład budowanie na dwie „szóstki” mi się podoba. Mamy zawodniczki, które są fantastyczne z piłką, dobrze nią operują, dużo widzą i wykorzystujemy je do tego. Gramy na trójkę obrończyń, jest to dużo bardziej ryzykowne, od wahadłowych wymaga to dużej pracy motorycznej, ale mamy młode zawodniczki, które mają obszar motoryczny i pracują w tym systemie. To się sprawdza i ja się cieszę. Mamy pomysły, co zmienić, co poprawić, by przygotować się do tej drugiej rundy, wiemy, gdzie mamy deficyty.
WK: Przedłużenie kontraktu z Lechem do 2026 roku w maju bieżącego roku to była tylko formalność? Ten klub to miejsce, w którym czujesz się dobrze i chcesz kontynuować?
AZ: Będąc tutaj i wiedząc, jakie mamy cele, plany i możliwości, jak się rozwijają dziewczyny, że w przyszłości może powstanie akademia, a także są perspektywy na nasze boisko i funkcjonowanie tutaj przy Bułgarskiej, czyli w miejscu, gdzie na co dzień jest też męska drużyna. Nadal można się rozwijać i myślę, że mój zespół też to widzi. Po tych wszystkich „cyferkach”, które drużynie pokazuję, to dziewczyny są w szoku, jak bardzo się poprawiają. Może nie zawsze widać to namacalnie na boisku, ale jak im pokażę przykładowo statystyki z trackerów GPS – mam pięć dziewczyn, które biegają powyżej 30km/h, gdzie wcześniej mieliśmy tylko jedną. To mi pokazuje, że robimy dobrą robotę, to jest ich praca, poświęcenie ich i wielu osób w klubie. Więc tak, to była formalność.
WK: Jak według Ciebie zmieniła się otoczka wokół drużyny na przestrzeni tych kilku lat? Szczególnie po przejęciu zespołu UAM przez Lecha.
AZ: Ogromnie. Marka Lecha Poznań zrobiła swoje. Rozpoznawalność, marketing, przy tym też jakaś presja, dużo nowych rzeczy się pojawiło i to nam pozwoliło rozwinąć skrzydła. Nie wiem, czy będąc w UAMie byłybyśmy teraz na poziomie pierwszej ligi, patrząc na możliwości finansowe przede wszystkim. Więc tak przede wszystkim – marketing, finanse, organizacja – nie musimy się o takie rzeczy martwić, mamy duży autokar na wyjazdy, to są małe rzeczy, ale bardzo doceniam to, że dziewczyny to mają i mogą np. liczyć na opiekę kliniki Rehasport, a ze mną w sztabie łącznie jest siedem osób. Praca w takim klubie to duży przywilej.
WK: Gra pod szyldem Lecha Poznań – bardziej presja czy wielkie wyróżnienie? Na warunki do rozwoju, jakie daje wam poznański klub i osoby decyzyjne chyba narzekać nie możecie. Na początku powstania było sporo zainteresowania – wywiady, sesje, materiały filmowe. Jak na początku radziliście sobie z tym wzmożonym zainteresowaniem ze strony mediów i kibiców?
AZ: Na początku była duża ekscytacja, duże wyróżnienie dla mnie i dla dziewczyn związane z przejściem pod szyld Lecha. Wiele z moich zawodniczek jest kibickami Lecha Poznań z krwi i kości. To świetna sprawa móc reprezentować tak duży klub i grać z kolejowym herbem na piersi. Na początku czuć było tę presję. Pamiętam pierwszy mecz w Stargardzie, który kompletnie nam nie wyszedł. Od tego czasu trochę zmian przeszliśmy i teraz już nie czujemy presji.
Na początku aktualnego sezonu powiedzieliśmy sobie, że chcemy zrobić awans i wiemy, co trzeba zrobić, jaką drogę przebyć, żeby na koniec sezonu cieszyć się z tego sukcesu. Cały czas robimy swoją robotę, cieszymy się każdym meczem i każdym tygodniem przygotowań. Najważniejsze, żeby zawodniczki były zdrowe, by mogły w pełni pracować. Po awansie do pierwszej ligi, może nie, że się marzyło, ale pojawiały się takie myśli, by co roku grać w wyższej lidze, ale to mogłoby być za mocne. Pierwsza runda w pierwszej lidze była dla nas zderzeniem z rzeczywistością, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uważam, że taka jesień, jak w poprzednim roku była potrzebna mi, sztabowi i dziewczynom. Trzeba dołożyć więcej pracy, złapać więcej doświadczenia, być w niektórych sytuacjach boiskowym cwaniakiem. Wówczas brakowało nam wyrachowania w niektórych momentach. Runda rewanżowa była jednak fantastyczna, przegrałyśmy tylko jedno spotkanie z Rzeszowem, który awansował do Ekstraligi z pierwszego miejsca. To pozwoliło nam się poprawić, zmienić spojrzenie i nabrać trochę pokory. Taki sezon był nam potrzebny.
WK: Na półmetku sezonu Orlen 1. Ligi kobiet jesteście wiceliderem rozgrywek. Przed Wami tylko beniaminek z Krakowa. Siedem punktów straty do krakowskiego AZS-u, trzy oczka przewagi nad trzecią w tabeli Ślęzą Wrocław. Cel jest jeden?
AZ: Tak, my to powiedzieliśmy na początku sezonu. Wiemy, w jakim miejscu jesteśmy i potrzebujemy kolejnego wyzwania w postaci awansu i grania z lepszymi zespołami, bo to jest rozwijające dla nas, dla dziewczyn, ale też dla całego klubu. Mamy trzy punkty przewagi nad kolejną drużyną, to jest nic tak naprawdę. A moim zdaniem trzeba pamiętać, że ta liga jest bardzo nieobliczalna. Myślę, że w drugiej części sezonu walka nie rozstrzygnie się na samym początku. Owszem start rundy wiosennej będzie – moim zdaniem – dla nas kluczowy, bo mamy mecze z Radomiem, Sosnowcem, Ślęzą, Medykiem czy Legią, a dopiero potem będziemy rywalizować z zespołami, które są teraz niżej w tabeli. Myślę, że po pięciu pierwszych kolejkach będziemy wiedzieć, czy utrzymamy tę pozycję startową i możemy gonić UJ czy jednak będzie trochę pod górkę. Czas pokaże, ale ja jestem dobrej myśli.

WK: Jakie nastroje panują w Waszym zespole w przerwie zimowej? Jakie plany na najbliższe tygodnie?
AZ: Dziewczyny odpoczywają, niedawno mieliśmy takie ostatnie spotkanie świąteczne. Dobrze widzieć, że sekcja kobieca Lecha Poznań cały czas się rozwija i rośnie w postaci zawodniczek. Teraz odpoczywamy, po świętach dziewczyny dostaną rozpiski, a 13 stycznia wracamy do treningów. Mamy w planie siedem sparingów z zespołami z różnych poziomów rozgrywkowych. Chcemy jak najlepiej przygotować się do tej ważnej dla nas rundy.
WK: Czy szykują się wzmocnienia przed rundą wiosenną? Jeśli tak, to na jakie pozycje?
AZ: Nie, zimowe okienko jest trudne z uwagi na kontrakty, deklaracje i zobowiązania. Wyciągnąć kogoś jest bardzo trudno. Dla mnie najważniejsze, że dziewczyny wracają po urazach, reszta zdrowa i tak przystąpimy do okresu przygotowawczego. Bardziej będziemy bazować na dziewczynach, które trenują w rezerwach i CLJ, bo mamy talenty i chcemy je wdrożyć w okres przygotowawczy. Może któraś zostanie z nami na rundę wiosenną i to będą nasze wzmocnienia.
WK: Wracając jeszcze do wątku braku awansu. Zaczęłyście rywalizację ligową na poziomie trzeciej ligi w sezonie 2021/22. Rok po roku awans, najpierw do 2. ligi, potem do 1. ligi, w której rywalizujecie dziś. Wydawało się, że pędzicie i są perspektywy na trzeci z rzędu sezon z awansem na wyższy poziom rozgrywkowy. Gra o top na zapleczu Ekstraligi to jednak zadanie, które z początku nieco Was przerosło?
AZ: Jak co roku po awansie runda była dla nas czymś zupełnie nowym – nowe zespoły, inny poziom i różne wyjazdy. Mieliśmy podejście, że chcemy spróbować bez presji. Co nas może nieco przygniotło to to, że te zespoły są dużo bardziej doświadczone i dużo bardziej „cwaniackie”.
WK: No właśnie. Jak trudno jest utrzymywać koncentrację w zespole do końca sezonu? Nie powiesz mi, że w Waszych głowach w obu sezonach, w których rok po roku wywalczyłyście awans o poziom rozgrywkowy wyżej co jakiś czas nie przewijała się taka uporczywa myśl, że mistrzostwo jest na wyciągnięcie ręki.
AZ: W poprzednim sezonie po pierwszej rundzie miałyśmy ogromną stratę punktową do pierwszego zespołu i dopiero ósme miejsce w tabeli. Wiedziałyśmy, że będzie trudno, byłyśmy bardzo rozdrażnione i rozgoryczone rundą, bo wiedzieliśmy na co nas stać, nie byliśmy zadowoleni stricte sportowo z tej rundy. Wiedzieliśmy, że musimy to porządnie przepracować i przygotować się do drugiej rundy jak najlepiej. Po sparingowym meczu z GieKSą, który przegrałyśmy 0:1 po rzucie karnym, poczułyśmy, że możemy się takiej drużynie postawić. Dziewczyny były zadowolone, że możemy rywalizować z mistrzem Polski. My wtedy poczułyśmy, że możemy powalczyć, a los pokaże, na którym miejscu ostatecznie skończymy sezon. Wygrałyśmy pierwszy mecz, potem drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, a ja pomyślałam sobie „co się dzieje?”. Awans stawał się powoli realny, a wszystko zależało od nas. Jakbyśmy wygrały z Rzeszowem, to dziś byłybyśmy w Ekstralidze, ale z perspektywy czasu wiem, że ta runda miała nas zbudować na kolejny sezon. Mamy młody zespół, młodzieżowe reprezentantki kraju, które się rozwijają i uczą, że raz się udaje, a czasami przegrywa się czy remisuje. To było nam wszystkim potrzebne. W trzeciej lidze poszło nam super, w drugiej lidze również, a tutaj nagle były te wahania. Wiadomo, że utrzymywanie koncentracji to kwestia indywidualna i każda z dziewczyn potrzebuje czegoś innego, ale grunt to wiedzieć, że wchodząc na boisko jesteś na meczu. Przestawianie się z trybu trening na mecz jest kluczowe.
WK: Jak duże są dysproporcje pomiędzy poszczególnymi drużynami w tych niższych ligach kobiecych? Czasem, oglądając wasze mecze, różnica klas pomiędzy wami a rywalkami wydawała się aż nadto widoczna.
AZ: Uważam, że są w drugiej lidze zespoły, które by sobie lepiej poradziły w pierwszej lidze, ale ich tu niestety nie ma, z uwagi na to, że tylko jeden zespół może awansować. To są też względy finansowe czy organizacyjne, niektóre drużyny grają na kilku frontach i to nie jest łatwe do pogodzenia. Kluby muszą postawić sobie priorytet, czy jest dla nich ważne mistrzostwo młodzieżowe, czy jednak walka o pozostanie w pierwszej lidze i zapewnienie sobie zaplecza dla dziewczyn, które np. w Centralnych Ligach Juniorek już nie będą mogły grać. Uważam, że w Polsce dla młodych zawodniczek pierwsza liga to odpowiedni poziom, bo mogą się rozwijać. Dysproporcja faktycznie jest, reszta zespołów jest wyrównana, przykładowo my wygrywamy 11:0 z Bielawą, z Sosnowcem przegrywamy 1:2, a oni remisują między sobą 2:2 i my się zastanawiamy o co chodzi. To jest jednak polska kobieca piłka [śmiech] i na każdym szczeblu takie rzeczy się zdarzają.
WK: W swojej pracy trenerskiej preferujesz wyznaczanie celów realizowanych krok po kroku, koncentrując się na codziennych, mniejszych zadaniach, czy raczej stawiasz na cele długoterminowe, realizowane w szerszej perspektywie?
AZ: To jasne, że trzeba mieć cel, do którego chce się dążyć, ale myślę, że moja zasada „step by step”, to jest to, co cały czas sobie powtarzamy. Pierwszy mecz, potem kolejny i to jest kluczowe w pracy mojej, sztabu oraz naszych dziewczyn. Trzeba się przygotowywać z dnia na dzień. Faktycznie możemy za chwilę wywalczyć awans, więc jako klub musimy już myśleć o tym, gdzie będziemy grać, bo wiemy, że boisko przy ulicy Zagajnikowej nie spełnia wymogów. Ale tak jak mówię, krok po kroku. Teraz myślimy nad tym, żeby przygotować się do treningów w okresie przygotowawczym, a potem do sparingów. To są drobne rzeczy, ale ta główna zasada to dla mnie trochę jak „bucket list”, czyli odhaczamy z listy, co mamy zrobione i jedziemy dalej. To podejście sprawdza się w kontekście mojego zespołu.
WK: Odnoszę wrażenie, że bardzo mocno wierzysz w projekt Lech Poznań UAM i wkładasz w to całe swoje serce. Często w kontekście Twojej drużyny używasz również słowa „rodzina”. Na ile oceniłabyś ważność atmosfery w zespole w kontekście budowania długoterminowej tożsamości, a także sukcesów, które odnosicie i rozwoju indywidualnego zawodniczek oraz drużyny, jako całości?
AZ: Uważam, że atmosfera w piłce kobiecej jest bardzo ważna. Można mieć mniejsze umiejętności, ale trzeba iść razem i walczyć. Jako była zawodniczka wiem, że atmosfera jest ważna i dużo daje. Przykład Polonii Poznań – mieliśmy duże problemy, a zrobiliśmy awans do Ekstraligi. To wszystko jest możliwe, jak się ma dobry klimat. Po pierwsze miło się pracuje, chce się przychodzić do tej pracy, spędzać czas z grupą ludzi. Relacje są kluczowe, by budować drużynę. Powiedziałaś, że wierzę w ten projekt i tak samo chcę, żeby zespół wierzył, by dziewczyny ufały nam, w to co chcemy robić, jak chcemy działać. My chcemy dla nich jak najlepiej. I myślę, że one w to wierzą. Patrząc na to, że to jest czwarty rok istnienia sekcji, to już mamy trzy drużyny na czołowych miejscach w swoich ligach. Kto by się tego wcześniej spodziewał? Mamy też reprezentantki Polski i mamy Julkę, która była na mistrzostwach świata (przyp. red. Julia Przybył była jedną z uczestniczek tegorocznych mistrzostw świata kobiet do lat 17), to największe takie indywidualne wyróżnienie dla sekcji kobiecej. Z takich rzeczy możemy się cieszyć. Debiuty młodych dziewczyn w pierwszym zespole to też świetna sprawa. Natomiast Klaudia Wojtkowiak ma 81 występów w Lechu Poznań i mam nadzieję, że w przyszłym roku będziemy mogli dać jej koszulkę z napisem „100” i to będzie piękna sprawa. To mnie bardzo cieszy.

WK: ”To jest człowiek, który potrafi spojrzeć na ciebie jako osobę, jako człowieka, a nie tylko produkt, czy zawodniczkę” – to słowa Jagody Sapor o Tobie (cyt. wywiad dla portalu sportowy-poznan.pl). W kontekście wspominanej już atmosfery w drużynie – potrafisz odnaleźć odpowiedni balans w relacjach z Twoimi piłkarkami na boisku, jak i poza nim?
AZ: Dla mnie trening jest bardzo ważny i jak na niego przychodzę chcę być jak najlepiej przygotowana i tego samego oczekuję od moich zawodniczek, że będą skoncentrowane i zaangażowane, ale wiadomo jesteśmy tylko ludźmi i może zdarzyć się gorszy dzień z różnych powodów i uważam, że trzeba to uszanować, dać przestrzeń zawodniczce. Są momenty, gdy zawodniczki muszą odpocząć, coś się dzieje w ich życiu prywatnym i trzeba być wyrozumiałym. Ja dużo z nimi rozmawiam o wielu rzeczach. Z każdą z tych dziewczyn mogę pogadać i one wiedzą, że mogą przyjść do mnie z każdym problemem. Nie zawsze mi się uda pomóc, ale chociaż wysłucham i będę przy nich, to jest ważne. Czasem jestem starszą siostrą, tak bym powiedziała. Trzeba być trochę psychologiem, przyjacielem, dla dziewczyn to ważne, one się wtedy czują komfortowo. Rozwiązania, nie problemy to jest nasze motto. Dziewczyny wiedzą, że od każdej z nich wymagamy. Ja sobie nie pozwalam na przekroczenie granicy trener-zawodnik. Jak ja się wkurzam to one to wiedzą, ja to pokazuję, jak jestem szczęśliwa, one to wiedzą. Ja nie udaję emocji, przez to, że pokazuję, że jestem autentyczna, one też mogą być przy mnie autentyczne. Pokazują emocje i dla mnie to jest dobre. Chcę, żeby je pokazywały, dawały im upust. Trzeba być szczerym, autentycznym, a jak coś komuś leży na wątrobie, to trzeba o tym powiedzieć.
WK: Potrzeba wielkich pokładów cierpliwości i wyrozumiałości, by zapanować nad szatnią pełną kobiet. Wie każdy, kto kiedykolwiek w takiej szatni funkcjonował. Czy Tobie jako byłej zawodniczce łatwiej przychodzi zarządzanie szatnią i zrozumienie specyfiki pracy z kobietami?
AZ: Trzeba być wyrozumiałym, to chyba ważne słowo. My mamy młody zespół, nie ukrywam, że funkcjonowanie wśród tych młodych osób sprawia, że ja też staram się trochę tego ich świata poznawać, słuchać ich, rzucić żartem. Tak, mi jako byłej zawodniczce, jest łatwiej zrozumieć specyfikę pracy z kobietami. Zawsze powtarzam, że czas w Polonii Poznań był dla mnie bardzo wartościowy, inspirujący, tam mieliśmy naprawdę pod górkę, ale drużyna bardzo trzymała się razem. Z tych treningów nie chciało się wracać do domu, tak się dobrze tam czuło. Później bycie kapitanem w drużynie UAM-u to też było cenne doświadczenie, byłam odpowiedzialna za zespół i funkcjonowałam w grupie charakternych zawodniczek. To były mocne osobowości, wszystkie miałyśmy wybuchowe charaktery, ale treningi z tak silnymi jednostkami napędzały nas. To zdecydowanie mi pomogło w byciu liderem, w aktualnym zarządzaniu sztabem. Tego też się musiałam nauczyć. Cieszę się z osób, jakie mam, z tego jak patrzą na kobiecą piłkę i jak się rozwijają.
WK: Wychodząc już trochę poza nasze krajowe podwórko. Jako osoba, która zna środowisko kobiecego futbolu doskonale, jak według Ciebie nasz awans na EURO może realnie wpłynąć na rozwój i zainteresowanie kobiecą piłką nożną w Polsce?
AZ: Myślę, że już dzieje się coś dobrego. Będąc na mentoringu świeżo po wywalczeniu awansu przez nasze dziewczyny, miło się patrzyło na to, jak bardzo doceniona została Nina Patalon – jak udziela wywiadów, jak są z niej dumni, jak wiedzą w jakim kraju pracuje Nina i że to nie jest łatwe środowisko. A ona ten awans zrobiła i ma duży szacunek. Fantastycznie się na to patrzyło, bo myślę, że w Polsce nie zawsze jest jak doceniana. Już w kontekście samej Ewy Pajor, Barcelony, awansu polskiej kadry i oglądalności baraży – to pokazało, że to zainteresowanie jest coraz większe. To są dobre liczby i widać, że ktoś się tym interesuje. Myślę, że to zrobi robotę i tego potrzebowaliśmy jako kobieca piłka. To wpłynie na to, że będzie więcej młodych piłkarek i nie mówię, że to będzie spektakularna liczba, nie chciałabym o takich mówić. Na pewno popularność, oglądalność i działania marketingowe będą kluczowe. Może któraś z dziewczyn na EURO się pokaże i trafi do dobrego klubu i tak mamy dużo już reprezentantek zagranicznych klubów.
WK: Historyczny awans na EURO stał się faktem, a w sieci standardowo wysyp komentarzy, umniejszących sukcesu naszym piłkarkom. Najczęściej wypomina się te zero punktów w fazie grupowej, pojawia się również osławiony hasztag #nikogo. Jesteś w kobiecym futbolu już od lat, jak z Twojej perspektywy podchodzić do takich komentarzy? W tej materii na lepsze chyba wiele się nie zmieniło, ludzie wciąż piszą to samo.
AZ: Piszą, bo nie wiedzą, jak tak naprawdę jest. Dziewczyny trafiły do dywizji A, w której mierzyły się z zespołami dużo lepszymi. Pamiętajmy, że mamy bardzo młody zespół. Patrząc w perspektywie Austrii, gdzie tam były zawodniczki w większości rodzone w latach 90. Ludzie będą zawsze mówić, ale uważam, że to są osoby, które nie znają specyfiki tego środowiska. Tak, przegraliśmy te spotkania grupowe z Austrią, ale w kluczowym momencie kto był lepszy? Wygrana 2:0 w dwumeczu to jest fantastyczny wynik i uważam, że zamknęliśmy usta wszystkim, którzy tak hejtują Ninę Patalon, czy kadrę i wynik reprezentacji. My jesteśmy na EURO i teraz każdy punkt, każda bramka to będzie coś pięknego. Niech ta przygoda dla tych dziewczyn trwa, niech się zapisują w historii. Świetnie by było po tym EURO awansować po raz kolejny i to będzie świetna sprawa, jak będziemy częściej występować na takich imprezach. Jesteśmy trochę takim krajem maruderów i małej wiary i z tym trzeba walczyć i iść czasem pod prąd.
WK: Jakie zmiany Twoim zdaniem, są potrzebne w postrzeganiu kobiecego futbolu, aby zwiększyć akceptację dla kobiet grających w piłkę nożną? Mówimy tu o wciąż obecnym zjawisku stereotypizacji futbolu.
AZ: Myślę, że trzeba zacząć od góry. Trzeba te zdolne dziewczyny zatrzymywać w Polsce, żeby ta liga była lepsza, żeby miały lepsze warunki, żeby mogły grać w piłkę. Często dziewczyny muszą granie z czymś łączyć. Uważam, że mamy dobrych trenerów i trenerki, jeśli chodzi o podejście, tylko nie zawsze mamy materiał, nie zawsze mamy warunki, które pozwalają nam na to, żeby się rozwijać. Tu przykład Pogoni Tczew – drużyna, która ma jeden z najmniejszych budżetów, a oni kolejny sezon utrzymują się w Ekstralidze. Druga rzecz to ten dół, żeby tych młodych dziewczyn było jak najwięcej, żeby zaszczepiać w nich bakcyla. Nie chodzi o to, żeby nagle 5-latki zaczynając trenować, miały poukładane jednostki treningowe, bo one mają się bawić i cieszyć. Jak zaczyna taka 5-latka, to nagle w wieku 16 lat jej się nie chce już grać w piłkę, bo 10 lat trenuje i jej się już nie chce. To trzeba wprowadzać stopniowo. Utrzymać tę zadziorność, to poświęcenie i chęć do rozwoju. Nam w Polsce trochę tego brakuje, tej cierpliwości.
WK: Jako dom reprezentacji Polski wybrano Polsat Arenę Gdańsk, z pojemnością +/- 40 tys, a aktualny rekord frekwencji na meczu kobiecej kadry Polski to nieco ponad 8. tysięcy widzów. Gra na dużych stadionach, wzorem trendów np. angielskich. Czy uważasz, że takie decyzje w naszym kraju sprzyjają zmianom na lepsze w kontekście zainteresowania kobiecym futbolem?
AZ: Niedawno byłam na Wembley na meczu USA – Anglia i miałam takie mocne porównanie. Uważam, że zmierzamy w dobrym kierunku, wiadomo, że są tacy, którzy zapytają czemu Gdańsk, czemu nie Łódź, czy Warszawa, gdzieś w centrum, ale pamiętajmy, że nie każdy klub chce się podzielić stadionem. Na tym boisku trzeba potrenować, to boisko trzeba udostępnić, a żeby to zgrać z kalendarzem UEFA czy FIFA i meczami drużyn męskich to jest trudne. My się powinniśmy cieszyć, że taka decyzja w ogóle padła i że jest jakiś dom dla dziewczyn. Wiemy, że one się w Gdańsku dobrze czują. Owszem, mamy osiem tysięcy frekwencji, ale cała piłka kobieca idzie w dobrym kierunku. Chcemy coś zmieniać, choć nie zawsze mamy możliwości, ale to jest coś. Ode mnie z Poznania z klubu na mecz do Gdańska pojechał cały bus, więc czemu nie? Myślę, że ta liczba będzie rosła.
WK: Równe zarobki – jedna z kwestii, która od dłuższego czasu rozbudza dyskusje w sieci i nie tylko. Jak to postrzegasz? Czego kobiecej piłce potrzeba bardziej – równych wynagrodzeń czy odpowiednich warunków do rozwoju? A może i tego i tego?
AZ: Myślę, że tego i tego. Ciężko porównywać zarobki z męskim futbolem, bo nie oszukujmy się, to jest ogromny biznes. To, jakie pieniądze przynosi męski futbol w kontekście reklam, to są miliardy. Ciężko to porównywać, ale uważam, że trzeba dążyć do tego, żeby kwoty po prostu podnosić i małymi krokami, żeby te pensje były wyższe, żeby warunki były lepsze w kontekście opieki, zarobków, trenowania na dobrych boiskach. Medialnie przede wszystkim, tu jest pole do popisu ogromne. Cieszę się, że np. mamy dwie „dziewiątki” w Barcelonie (Ewa Pajor i Robert Lewandowski), ale nie sądzę, że to jest realne, by kiedykolwiek zarabiali tyle samo. To są kolosalne pieniądze. Dobrze by te dziewczyny zwyczajnie mogły żyć i nie martwić się o przyszłość, żeby te pieniądze im zostawały na jakieś inwestycje po tym, jak skończą granie w piłkę.
WK: Znamy już Alicję-piłkarkę i Alicję-trenerkę, a jak to wygląda u Alicji w roli kibica? Jakim drużynom kibicujesz na co dzień?
AZ: Staram się codziennie obejrzeć jakiś mecz, chociaż fragment i nie jest ważne czy to będzie męska Ekstraklasa, czy Premier League, czy Champions League. Staram się oglądać Ligę Mistrzyń i dużo kobiecej ligi angielskiej. Próbuję coś wyciągać dla siebie z każdego z meczów. Mocno trzymam kciuki za naszą męską drużynę Lecha, całym zespołem chodzimy na spotkania, które chłopaki grają przy Bułgarskiej i wierzymy, że w tym sezonie będziemy się cieszyć podwójnie – my awansujemy do Ekstraligi, a oni zdobędą mistrzostwo Polski. Jeśli chodzi o kluby zagraniczne, to od dziecka jestem kibicką Arsenalu, najpierw męskiego zespołu, a teraz również i kobiecego. Kultura kibicowania w Anglii jest niesamowita.
WK: Najlepsza piłkarka aktualnie na świecie to…
AZ: Ewa Pajor. Ma swój czas i ten transfer to Barcelony jej bardzo pomógł, dodatkowo to jak ciągnie kadrę Polski. To skromna osoba i robi swoje. Życzę jej jak najlepiej i trzymam kciuki.
WK: Mówią, że istnieje życie poza piłką nożną. Czy Ty kiedykolwiek miałaś lub miewasz poczucie przesytu futbolem?
AZ: Tak. Myślę, że trzeba umieć zachować balans. Są w życiu takie momenty kryzysowe. Skończył się sezon, wszyscy już wolne, a ja młodzieżowe mistrzostwa Polski, mistrzostwa futsalu, jeszcze ten mentoring. Nieustannie jeszcze gdzieś jeżdżę, jeszcze gdzieś latam. Czułam, że tego jest za dużo, że trzeba się zatrzymać i zresetować. To ważne, by umieć znaleźć taki balans. Myślę, że moja decyzja rok temu o zawieszeniu butów na korku też była słuszna.
