fbpx

[WYWIAD]: Apetyt na włoską kuchnię, apetyt na zwyciężanie!

Bohaterką dzisiejszego wywiadu jest doskonale znana wszystkim fanom kobiecego futbolu Katarzyna Daleszczyk. Wychowanka MUKS Dargfilu Tomaszów Mazowiecki, z fantastycznymi wynikami występująca na poziomie Ekstraligi w barwach takich klubów jak: AZS PSW Biała Podlaska, GKS Górnik Łęczna, KKPK Medyk POLOmarket Konin, KKS Czarni Antrans Sosnowiec
czy AZS UJ Kraków. Stabilna, bardzo dobra dyspozycja na krajowym i europejskim podwórku (Liga Mistrzyń w barwach Medyczek) zaowocowała powołaniami do reprezentacji Polski, w której nasza bohaterka zapisała piękny rozdział swojej kariery. Na talencie Katarzyny Daleszczyk poznali się też w Brescii, z którą świętowała m. in. wicemistrzostwo Włoch, następnie w Sassuolo, aktualnie zaś w FC Lumezzane. Zapraszamy do zapoznania się z treścią bardzo ciekawej rozmowy z Katarzyną Daleszczyk!
 

KobiecyFutbol.pl: Z talentem się urodziłaś, ale pasję do sportu, do piłki nożnej ktoś musiał w Tobie zaszczepić. Czy w Twojej rodzinie, w Twoim otoczeniu w najmłodszych latach był ktoś, kto uprawiał sport i wprowadził Cię w ten świat? A może było to jakieś wydarzenie, sytuacja, które skłoniły Cię do rozwijania się właśnie w tym kierunku?

Katarzyna Daleszczyk: Urodziłam się w czasie, kiedy komputery, elektronika nie były tak wszechobecne jak dzisiaj, nie było takiej ilości „rozpraszaczy”, niewiele było czynników, które by mnie w domu zatrzymywały. Wychodziłam więc w czasie wolnym na podwórko, na którym było mnóstwo dzieci, moich koleżanek i kolegów. Moi rodzice grali w różne sporty, lubili aktywnie spędzać czas. Tata najczęściej grał w siatkówkę. Bardzo często spotykał się z innymi rodzicami i grał w „siatkę”, a dzieci mogły się temu przyglądać. Z kolei mamę najbardziej interesowała piłka ręczna. Moi rodzice od najmłodszych lat dawali mi dobry przykład, pokazywali jak można aktywnie spędzać czas wolny, w co można grać. Miałam kontakt z różnymi dyscyplinami sportowymi, nie tylko z piłką nożną. Ponadto od samego początku nauki w szkole podstawowej jeździłam właściwie na wszystkie możliwe zawody szkolne. Dyscypliny czy rodzaje sportów, w których brałam udział w zawodach były przeróżne, nie bałam się absolutnie niczego i z chęcią próbowałam swoich możliwości w różnych dziedzinach sportu. Według mnie niesamowicie istotne jest, aby od samego początku uprawiać różne dyscypliny sportowe. Oczywiście nie chodzi o to, aby być w tych wszystkich dyscyplinach mistrzynią, ale rzecz w tym, aby rozwijać się wielokierunkowo, zbierać różnego rodzaju doświadczenia, doskonalić różne umiejętności, poznawać swoje ciało, jego możliwości i odkrywać swoje pasje.

KF: Zgadzam się z Tobą w stu procentach, bardzo ważne jest nabycie bazowych kompetencji,
aby z powodzeniem uczestniczyć w różnego rodzaju aktywnościach. Wiele mówi się o niskiej jakości szkolnego wychowania fizycznego, nauczycielom zarzuca się pójście na łatwiznę. Chciałbym Cię zapytać o Twoje szkolne doświadczenia z aktywnością fizyczną? Jak ten czas wspominasz? Czy coś byś zmieniła patrząc wstecz?

KD: Raczej niczego bym nie zmieniła, dzieciństwo i sport szkolny bardzo miło wspominam. W czasach szkolnych tak się składało, że wychowanie fizyczne zawsze miałam z nauczycielkami i kiedy wracam do nich myślami, są to wspomnienia bardzo pozytywne. Aktualnie bardzo dużo pozmieniało się zarówno w jakości samego nauczania wychowania fizycznego, jak i w obrazie dzieci i młodzieży, ich potrzeb i podejścia do samego przedmiotu. Myślę, że gdyby był możliwy powrót do przeszłości, to z chęcią bym zaprosiła współczesne dzieci i współczesną młodzież do mojej szkoły podstawowej i pokazała im, jak wtedy wyglądało wychowanie fizyczne. To mogłaby być bardzo wartościowa lekcja.

KF: Miło to słyszeć, byłoby idealnie gdyby każdy ze swojej szkoły wyniósł tak pozytywne doświadczenia. Urodziłaś się w Piotrkowie Trybunalskim, wzrastałaś w domu rodzinnym w Sulejowie, który od Tomaszowa Mazowieckiego dzieli około 30 kilometrów. Jak to się stało, że swoją przygodę z piłką nożną rozpoczęłaś właśnie tam, w Tomaszowie Mazowieckim?

KD: Związana jest z tym pewna historia, którą postaram się w skrócie opowiedzieć. Mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że byłam kapitanką osiedla, miałam decydujący głos, kiedy organizowaliśmy mecz naszego osiedla z innym. Nie było żadnych docinek ze strony rówieśników, żadnego dogadywania, że jestem dziewczyną i gram w piłkę nożną, nie miałam na tym tle żadnych problemów. Boisko do gry zrobiliśmy sobie sami, obok domu, ale było też boisko miejskie, którego stworzenie sfinansowała nasza gmina. Na tym właśnie gminnym boisku grali z reguły starsi koledzy. Priorytetem było dla mnie zagranie z nimi, na równych prawach. Pakowałam więc plecak, piłkę, wsiadałam na rower i jechałam prosto na te boisko. Starałam się powoli przekonać ich do siebie, pokazać, że też potrafię grać, żonglowałam więc z boku boiska. W końcu przyszedł moment, że udało mi się z nimi zagrać, zaprosili mnie do gry. Z biegiem czasu zdarzało się to coraz częściej, krok po kroku wszystko zaczynało układać się po mojej myśli. Na początku rzecz jasna byłam do składu wybierana jako ostatnia, trzeba było trochę cierpliwości i czasu, aby to się zmieniło. Stopniowo było coraz lepiej, aż nawet koledzy zaczęli mnie wybierać do składu jako pierwszą. To było coś! Kolejnym elementem tej historii były rozgrywki „Piłkarska kadra czeka”, zauważył mnie mój starszy kolega. Widział, że radzę sobie na boisku całkiem dobrze i zapytał czy słyszałam o drużynie kobiecej w Tomaszowie Mazowieckim. Trudno mi było w to uwierzyć, nie docierało do mnie, że to możliwe, że jest jakiś klub, w którym dziewczyny mogą grać w piłkę. Spróbowałam dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Wtedy nie było możliwości takich jak teraz, nie było Internetu i tak łatwego dostępu do informacji, więc nie było to takie proste. Szczęśliwie się złożyło, że brałam akurat wtedy udział w rozgrywkach w siatkówkę, zakwalifikowałyśmy się do etapu wojewódzkiego, który rozgrywany był właśnie w Tomaszowie. Po rozegranym meczu, zapytałam trenera siatkarskiej sekcji Dargfilu Tomaszów Mazowiecki o to, czy zna kogoś z ich klubu odpowiedzialnego za dziewczęcy zespół piłki nożnej. Dostałam od niego kontakt do trenera żeńskiej drużyny, skontaktowałam się z nim, przyjechałam na trening i reszta potoczyła się już własnym rytmem.

KF: Piękna historia… Na pewno nie było łatwo i wymagało to z Twojej strony dużego wysiłku, siły woli, zaangażowania. Dokonałaś wielkiej rzeczy, brawo! Pamiętasz swój pierwszy trening w MUKS Dargfilu Tomaszów Mazowiecki? Jakie uczucia, emocje wtedy Ci towarzyszyły?

KD: Nie mogę sobie przypomnieć czy pojechałam tam z mamą czy z tatą, na pewno byłam tam z którymś z rodziców. Pamiętam, że byłam bardzo podekscytowana. Wszystkim mówiłam, że jadę na testy do klubu piłkarskiego, choć w gruncie rzeczy był to normalny trening. Dla mnie oznaczał on jednak coś więcej. Dołączyłam do zespołu w zimie, mój pierwszy trening odbywał się więc w hali sportowej. Weszłam do hali nikogo nie znając, trochę żonglowałam, trochę uderzałam na bramkę, starałam się jakoś odnaleźć w tej sytuacji. Pamiętam wzrok reszty dziewczyn na sobie, co było oczywiście bardzo stresujące, ale jak tylko trening się rozpoczął, to stres minął i wszystko było w porządku, cieszyłam się bardzo. Na koniec usłyszałam od trenera niesamowicie ważne słowa, powiedział, że świetnie się zaprezentowałam, że mam odpowiednie umiejętności i zaprasza mnie na kolejne treningi. Chciał, żebym dołączyła do drużyny, to było bardzo budujące.

KF: Chyba jestem w stanie sobie wyobrazić jak się wtedy czułaś, jaki to był stres, jakie to były emocje. Myślę, że ja czuję się teraz podobnie, nasza rozmowa jest moim debiutem, to mój pierwszy wywiad i z pewnością zapamiętam go na zawsze, co najważniejsze – zapamiętam go jako fantastyczne doświadczenie, za co bardzo Ci dziękuję! Biorąc pod uwagę mój wiek jest to debiut dość późny, ale najważniejszy jest przecież efekt końcowy.

KD: W takim razie rozumiemy się doskonale! Na udany debiut nigdy nie jest za późno!

KF: Ja swojego pierwszego trenera piłki nożnej wspominam bardzo dobrze, był dla mnie autorytetem, naprawdę ważną postacią i nauczył mnie dużo więcej niż tylko umiejętności stricte piłkarskie. Chciałabyś podzielić się z nami swoimi odczuciami na temat szkoleniowców, trenerek, z którymi dane Ci było pracować? Czy jest może jakaś osoba, która w sposób szczególny zapisała się w Twojej pamięci?

KD: Na samym początku w Dargfilu Tomaszów Mazowiecki prowadzona byłam przez trenerów Wilczyńskiego i Kwiatkowskiego – to właśnie oni od samego początku próbowali w nas zaszczepić kluczowe wartości. Trener Wilczyński był odpowiedzialny przede wszystkim za elementy związane
z fundamentalnymi umiejętnościami piłkarskimi, techniką, motoryką, odpowiednim poruszaniem się na placu gry itp. Był dla mnie wzorem, szkoleniowcem, który bardzo dużo mnie nauczył, zwrócił uwagę na najistotniejsze elementy podczas treningu. Trener Kwiatkowski był z kolei odpowiedzialny za aspekty psychologiczne, pozasportowe, mentalne. Próbował nawiązać z nami jak najlepszy kontakt, aby skutecznie nam przekazać najważniejsze wartości, dzięki którym staniemy się nie tylko dobrymi zawodniczkami, ale też dobrymi ludźmi, to bardzo ważne. Bardzo mocno zapisał się w mojej pamięci trener Góralczyk, który prowadził reprezentację Polski do lat 19. Wspaniała osoba i mój wielki autorytet, autorytet zarówno jako człowiek, ale też jako szkoleniowiec. Trenera Góralczyka niesamowicie cenię pod względem sportowym, to jest szkoleniowiec, który nauczył mnie właściwego sposobu patrzenia na piłkę nożną, taktyki, rozumienia gry, wiedza, którą mi wtedy przekazał, towarzyszy mi do dzisiaj. Wybitny fachowiec, wielki pasjonat futbolu! Od każdego trenera, każdej trenerki, których spotkałam na swojej drodze, czegoś się nauczyłam, każdy z nich pomógł mi na swój sposób. Cieszę się, że dane mi było właśnie z nimi pracować.

foto. Klaudia Golasz/KobiecyFutbol.pl

KF: Dokładnie tak, talent, własna ciężka praca to jedna strona medalu, druga strona to szczęście
do spotkania odpowiednich ludzi. W swojej bardzo bogatej karierze piłkarskiej z powodzeniem występowałaś w wielu polskich klubach, takich jak Górnik Łęczna, Medyk Konin, Czarni Sosnowiec
czy AZS UJ Kraków. W barwach Medyczek strzelałaś bramki w Lidze Mistrzyń, z klubem z Wielkopolski w sezonie 2016/2017 dotarłaś do 1/16 finału tych prestiżowych rozgrywek, w której mierzyłyście się z włoską Brescią. W dwumeczu z reprezentantkami Serie A zagrałaś oba spotkania w pełnym wymiarze czasowym, byłyście o włos od historycznego awansu do 1/8 finału Ligi Mistrzyń, zabrakło tak niewiele… Minęło kilka lat od tamtych spotkań, jak oceniasz aktualny poziom prezentowany przez rodzime zespoły na tle innych europejskich lig? Zmierzamy we właściwym kierunku?

KD: Tak, to prawda, w dwumeczu z Brescią zaprezentowałyśmy się z bardzo dobrej strony i byłyśmy o krok od zapisania wspaniałej karty w historii polskiej piłki klubowej. Po zwycięstwie 4:3 w Koninie leciałyśmy do Włoch pełne nadziei, prowadziłyśmy na wyjeździe 2:1, by ostatecznie ulec rywalkom 2:3. Mimo że w dwumeczu padł remis 6:6, dzięki większej ilości bramek strzelonych na wyjeździe, do kolejnej rundy awansowały Włoszki. Taka jest piłka, musiałyśmy pogodzić się z tym rezultatem… Śledzę na bieżąco rozgrywki w Polsce, jeśli tylko mogę i mam czas, to oglądam poszczególne spotkania, np. GKS Katowice i mecze innych klubów w których mam koleżanki.  Myślę, że nasza liga zmierza we właściwym kierunku, stale się rozwija. Można jedynie odczuwać niedosyt z powodu zbyt wolnego tempa rozwoju naszego krajowego, kobiecego futbolu. Obrazowo opisałabym to tak: Zachód biegnie, a my raczkujemy. Rozwój w Polsce przebiega w bardzo powolnym tempie, cały czas czegoś nam brakuje, brakuje nam infrastruktury na wysokim poziomie, brakuje wsparcia ze strony lokalnych samorządów. Na szczęście PZPN coraz aktywniej się w to włącza, co widoczne jest szczególnie na poziomie Orlen Ekstraligi i Orlen I Ligi. Widoczny jest trend, że nasze najlepsze zawodniczki wyjeżdżają za granicę, co z kolei wpływa na to, że poziom naszej ligi nie postępuje w oczekiwanym tempie. Aktualnie nasze rozgrywki zasilają bardzo często piłkarki z innych krajów, które się u nas szkolą, analogicznie do tego jak nasze najzdolniejsze zawodniczki podnoszą swoje umiejętności w innych klubach zagranicznych. Generalnie na Zachodzie nie jest istotne czy mecz rozgrywają zespoły męskie czy kobiece, nie ma to dla ludzi większego znaczenia i frekwencja na każdym ze spotkań kobiecych zespołów jest naprawdę wysoka. Wierzę, że kiedyś w Polsce też doczekamy takiego momentu, że piłka kobieca będzie równie popularna jak ta w wydaniu męskim. Zapewne zajmie to jeszcze sporo czasu, ale jestem przekonana, że to możliwe, że zmierzamy we właściwym kierunku.

KF: Dokładnie tak, też jestem przekonany, że zmierzamy we właściwym kierunku, że stale się rozwijamy. Z optymizmem patrzę w przyszłość. Często zdarza mi się „gdybać”, zastanawiać się „co by było, gdyby…”. Ciekaw jestem, czy też tak masz i chciałbym zapytać Cię właśnie o to. Czy jest coś, czego w swojej karierze żałujesz? Jakieś zdarzenie, sytuacja, które mając dzisiejsze doświadczenie, kompetencje, poprowadziłabyś inaczej?

KD: Niestety tak… gdybym mogła cofnąć czas, szczególnie jednej historii nadałabym zupełnie inny bieg. Kiedy byłam piłkarką Medyka Konin nawiązał ze mną kontakt trener hiszpańskiego UD Levante – Andrés Tudela Desantes. Powiedział mi, że obserwował mnie od dłuższego czasu, śledził rozwój mojej kariery, oglądał moje występy w Lidze Mistrzyń i był bardzo zdeterminowany, aby sprowadzić mnie na Półwysep Iberyjski. Byliśmy w stałym kontakcie, korespondowaliśmy przez kilka miesięcy, chciał, abym w przerwie zimowej, w grudniu dołączyła do jego zespołu. Tymczasem miałam ważny do końca sezonu kontrakt z Medykiem. W całej tej sytuacji kluczowe znaczenie miała dosyć niefortunna przygoda z Medyczkami w Lidze Mistrzyń, w której w 1/16 finału rywalizowałyśmy z włoską Brescią, o czym opowiedziałam po krótce przy Twoim poprzednim pytaniu. Mimo korzystnego wyniku w spotkaniu domowym, na wyjeździe odniosłyśmy porażkę i pożegnałyśmy się z marzeniami o najlepszej szesnastce tych prestiżowych rozgrywek. Byłyśmy złe na siebie, atmosfera w drużynie była wtedy bardzo napięta, zdecydowanie nie była dobra, było dużo pretensji do zawodniczek ze strony klubu. Trener i cały jego sztab współpracowników byli bardzo niezadowoleni, ciężko było w tamtym czasie o spokojną rozmowę ze szkoleniowcem. Choć trener Levante był zdeterminowany, żeby mnie przekonać do przeprowadzki do Hiszpanii, zabrakło mi odwagi, aby ten temat poruszyć w Koninie… Nawet nie podjęłam rozmowy na temat mojego ewentualnego transferu z trenerem Romanem Jaszczakiem. Klub z Hiszpanii stawiał sprawę jasno: nie mieli w tamtym czasie odpowiednich środków finansowych, aby wykupić mnie z Medyka. W grę wchodziło więc jedynie rozwiązanie umowy za porozumieniem stron z Medyczkami. W tej sytuacji trener Jaszczak i zarząd klubu z Konina musieliby wykazać się dobrą wolą, aby sfinalizować moje przejście do ligi hiszpańskiej. Widząc całą otoczkę w klubie po dwumeczu z Brescią w Lidze Mistrzyń, widząc ten żal, ten smutek, z góry założyłam, że to i tak się nie uda i nie spróbowałam nawet na temat transferu porozmawiać z władzami klubu. Mam do siebie trochę żalu, że wtedy zabrakło mi odwagi, determinacji do walki o własne marzenia… Czasu już nie cofnę, życie toczyło się dalej, ostatecznie prowadząc moje kroki na Półwysep Apeniński, do Brescii, do Sassuolo, do Lumezzane. Widocznie tak miało być i cieszę się, że dzisiaj jestem tu, gdzie jestem.

źródło: Katarzyna Daleszczyk

KF: Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że wszystko czemuś służy. Widocznie pisane były Ci właśnie Włochy, w Italii zapracowałaś na wielki szacunek i wyrobiłaś sobie dobrą markę, osiągnęłaś duży sukces. W klubowej piłce na naszym krajowym podwórku zdobyłaś wszystkie możliwe trofea, co jest absolutnie niesamowite i budzi duży szacunek. Występując w Serie A w Brescii, sięgnęłaś z drużyną po wicemistrzostwo Italii i Superpuchar Włoch, tuż za ligowym podium plasowałaś się z ekipą Sassuolo. Ponadto masz bogatą historię reprezentacyjną, masz mnóstwo powodów do dumy… Czujesz wciąż głód gry w piłkę? Głód sięgania po kolejne trofea? Jakie cele stawiasz przed sobą na najbliższe miesiące?

KD: Piłka nożna ma w swojej naturze rywalizację, cały czas jestem głodna zdobywania kolejnych trofeów, zwyciężania. Mam na swoim koncie kilka tytułów, co bardzo mnie cieszy, ja nie znoszę przegrywać, co sprawia, że w każdym spotkaniu daję z siebie wszystko i walczę o zwycięstwo. Cały czas mnie to cieszy, cały czas mnie to bawi. Bardzo dobrze zrobiła mi zmiana klimatu, zmiana otoczenia. Każdy z nas potrzebuje w życiu zmian w odpowiednim momencie, są one bardzo motywujące, odświeżające. Doskonałym ruchem był właśnie transfer do Włoch, to bardzo dużo mi dało i niezmiernie cieszę się z tej decyzji. Marzyłam od dziecka o wyjeździe za granicę, marzyłam o grze w lidze zagranicznej, dostałam szansę gry w lidze na bardzo dobrym poziomie piłkarskim, we wspaniałym kraju – nie mogłam z tej szansy nie skorzystać. W Polsce zdobyłam właściwie wszystko i musiałam zmienić otoczenie, aby walczyć wciąż o „coś”, wyznaczyć sobie nowe cele. W tamtym czasie transfer zagraniczny wiązał się z wieloma trudnościami, w moim przypadku udało się, za co jestem naprawdę wdzięczna.

KF: Od rundy wiosennej sezonu 2022/2023 występujesz w FC Lumezzane na Półwyspie Apenińskim.
Do Włoch wróciłaś po kilku latach przerwy, wróciłaś do Lombardii. Czy możesz powiedzieć, że to Twój drugi dom?

KD: Czuję się tutaj bardzo dobrze, to wspaniały kraj, spotkałam tu wielu dobrych ludzi, stale się rozwijam, to wszystko sprawia, że czuję się tu naprawdę świetnie. Lumezzane to niewielka miejscowość, w której znajduje się nasz główny stadion oraz stadion męskiego zespołu FC Lumezzane, występującego, podobnie jak my, w Serie C od tego sezonu. Na tym obiekcie również my rozgrywamy swoje spotkania. Mieszkam w Brescii, oddalonej od Lumezzane o jakieś dwadzieścia minut drogi. Nasz stadion, na którym rozgrywamy domowe spotkania w Serie C jest przepiękny, jest położony w bardzo malowniczej okolicy. Rozgrywanie na nim spotkań jest naprawdę wielką przyjemnością. W Brescii z kolei mieści się nasz ośrodek treningowy.

KF: Oj tak, obiekt w Lumezzane jest fantastycznie położony, wspaniałe miejsce do rozgrywania spotkań. Jakie drużynowe cele stawiacie przed sobą w bieżącym sezonie? Mierzycie w awans do Serie B?

KD: Przed rozpoczęciem sezonu 2023/2024 nasza drużyna została zupełnie przebudowana, mamy nowego dyrektora sportowego i nowego kierownika drużyny. Zarząd klubu stworzył całkiem nowy team, którego celem jest awans do Serie B, to jest główne zadanie postawione przed nami. Z poprzedniego sezonu większość zawodniczek została zmieniona, zatrudniony został całkowicie nowy sztab szkoleniowy. Jest zatem zupełnie nowa drużyna, która ma przed sobą jeden cel – awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Z pewnością trzeba jeszcze trochę czasu, abyśmy się zgrały, abyśmy złapały pewne automatyzmy w grze, które generalnie już są widoczne, cały czas nad nimi pracujemy, ale potrzeba jednak na to więcej czasu. Wszystko zmierza we właściwym kierunku. Nasza trenerka, Nicoletta Mazza, jest zwolenniczką stylu gry pełnego wymienianych podań, cierpliwego budowania akcji, przy czym piłka ma być rozgrywana dynamicznie, szybko, krótkimi podaniami, nasza gra ma być widowiskowa, efektowna. Fantastycznie odnajduję się właśnie w takim stylu gry, zespół z entuzjazmem przyjął wizję gry proponowaną przez trenerkę Mazzę. Taka gra efektowna dla oka jest jedynie kwestią czasu, przyjdzie już niebawem, jestem tego pewna!

KF: Trzymam zatem kciuki ze wszystkich sił! Fakt, że klub chciał zatrzymać Cię w swoich szeregach świadczy o tym, jak silną pozycję sobie w nim wypracowałaś, jak dużym szacunkiem i zaufaniem jesteś w Lumezzane darzona. To duży sukces, świetna sprawa! Reprezentacja Polski bardzo dobrze wystartowała w Lidze Narodów, za naszą kadrą dwa trudne spotkania z Serbią, w których zdobyliśmy cztery punkty. W Lumezzane prezentujesz dobrą, równą formę, jesteś podstawową zawodniczką zespołu. Czy wzrok Niny Patalon sięga do Lombardii? Czy jesteś w kontakcie z selekcjonerką naszej kadry? Pytam w kontekście Twoich ewentualnych kolejnych występów w narodowych barwach.

KD: Rozdział mojej gry w reprezentacji Polski jest już rozdziałem zamkniętym. Trenerka, obejmując kadrę miała już jakąś jej wizję, miała w głowie nazwiska konkretnych zawodniczek, myślę, że nie ma żadnego zainteresowania moją osobą ze względu na wiek. Nie od dziś wiadomo, że przekraczając pewną granicę wieku ciężko jest już myśleć realnie o grze w narodowych barwach. Choć nie ukrywam, myślałam, że pojadę choćby na jedno zgrupowanie, bo czułam się bardzo dobrze, moja forma była stabilna, wyniki InStata też miałam jedne z lepszych w drużynie. No ale… Jest to naturalna kolej rzeczy w futbolu i nie mam do nikogo pretensji, tak już po prostu jest, takie jest życie piłkarki. Pogodziłam się z tym, że w kadrze przede mną jedynie odebranie pożegnalnej koszulki z liczbą rozegranych spotkań. Żałuję jedynie, że styl, w jakim selekcjonerka Nina Patalon rozstała się z kadrowiczkami z mojego pokolenia nie był odpowiedni, to nie było eleganckie pożegnanie, zostałyśmy bez słowa odstawione na boczny tor, a zabrakło po prostu zwykłej rozmowy, która by była wyrazem szacunku względem mnie i moich koleżanek zamykających rozdział kariery pod tytułem reprezentacja Polski. Telefon natomiast otrzymałam kilka tygodni temu, ale nie od trenerki Patalon, a jednego z działaczy PZPN-u z pytaniem, czy w końcu kończę reprezentacyjną karierę czy dalej czekam na powołanie (śmiech). Podejrzewam, że nadszedł czas na porządki w papierach i stąd ten telefon (uśmiech).

KF: Rozumiem, to faktycznie bardzo przykre, nie tak to powinno wyglądać… Masz w sobie bardzo dużo energii, siły życiowej, którą swego czasu dzieliłaś z innymi w projekcie Catch the Dream. Chciałbym Cię zapytać o ten projekt, do którego zaprosiła Cię Anna Szymańska. Czy aktualnie prowadzicie jakieś działania w jego ramach? Idea jest fantastyczna i na pewno warto ją kontynuować. Powiedz, proszę, kilka słów na temat tej inicjatywy.

KD: Ania Szymańska dalej aktywnie działa w ramach tego projektu, stale go rozwija. Ja, z racji
na przeprowadzkę za granicę, niestety nie mogę aktywnie w nim brać już udziału, dzieli nas po prostu zbyt duża odległość. Zachęcam do bliższego przyjrzenia się tej inicjatywie, Catch the Dream ma na celu wspieranie młodych piłkarek rozpoczynających swoją przygodę z piłką nożną, wspieranie również sztabów szkoleniowych, rodziców młodych zawodniczek. Projekt jest wspaniały i mam nadzieję, że przyczyni się do odkrycia wielu utalentowanych zawodniczek i stworzy im możliwości dobrego, piłkarskiego rozwoju.

KF: Rewelacja! Na pewno zainteresuję się tym tematem bliżej. I na koniec pytanie z zupełnie innej beczki: co najbardziej lubisz jeść we Włoszech? Czy w FC Lumezzane pracujesz z dietetyczką sportową?

KD: Nie będę może w tej kwestii zbyt odkrywcza, ale jestem fanką makaronu, pizzy i jesienią jadalnych kasztanów! Odkąd jestem we Włoszech nie trafiłam nigdy na rozgotowany makaron, źle przyrządzony. Tutaj w kuchni panuje prostota, wszystko jest zrobione w punkt, tak jak powinno być. Dietetyczki w klubie nie mamy, sposób odżywiania pozostawiony jest każdej piłkarce. Pracowałam natomiast z dietetyczką Sylwią Maksym w kadrze, jeszcze za czasów trenera Stępińskiego, później również współpracowałam z Mateuszem Jędryką, którzy zaszczepili we mnie odpowiednie nawyki żywieniowe, pokazali, jak komponować posiłki w dniu treningowym, meczowym czy kiedy mamy czas wolny. Na tyle dobrze znam już swój organizm, że wiem, co jeść, aby czuć się dobrze, zarówno na boisku jak i poza nim. Odpowiednie nawyki żywieniowe stały się moją codziennością, nie nazwałabym więc ich dietą, tylko stylem życia.

KF: Czego mogę Ci życzyć na najbliższy czas?

KD: Przede wszystkim zdrowia, bo jeśli będzie zdrowie, na całą resztę sobie zapracuję.

KF: Życzę Ci tego z całego serca! Dziękuję serdecznie za rozmowę.

KD: Dziękuję bardzo!

Rozmowę przeprowadził: Tomasz Szmigielski-Narbutt, KobiecyFutbol.pl, 03/11/2023 r.

Podoba Ci się artykuł?
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Other Articles

I ligaNewsyPolska
FutsalMMPNewsy

Leave a Reply